Miałam tylko
jedną opcję, jedną deskę ratunkową – Ryan. Tylko, z jakiej racji on miał mi
pomagać? Widziałam go dzisiaj dopiero po raz drugi. A może jakiś tani hotel? Tu
na przedmieściach powinno być takiego. Złapałam za laptopa, uruchomiłam go i
zaczęłam szukać w pobliżu hoteli. Nawet te najtańsze na dłuższą metę byłby dla
mnie drogie. Po krótkich poszukiwaniach, postanowiłam tu zostać mimo wszystko.
Telefon z ofertą pracy byłby dla mnie teraz zbawieniem. Postanowiłam pójść do
łazienki, wziąć prysznic i przebrać się w piżamę. Zołza nadal siedziała w pokoju,
oglądała jakieś amerykańskie reality show. Gdy skończyłam, wróciłam nawet na
nią nie patrząc do pokoju i położyłam się w łóżku próbując zasnąć, niestety nie
mogłam zamknąć nawet oczu. Usłyszałam głosy z salonu. Ed bardzo się ucieszył z
niezapowiedzianego przyjazdu przyjaciółki sądząc po śmiechach. Usłyszałam głos
smsa.
Otrzymano
wiadomość od – Seksowne Gorące Mięsko
„Jeśli obudziłem,
przepraszam, nie bij. Chciałem tylko dowiedzieć się jak się czujesz, Siska. Mam
nadzieję, że lepiej. Jeśli będzie wszystko w porządku to zapraszam jutro na
kawkę, mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Trzymaj się Młoda! Xoxo Twój Gorrrący
Kociak”
Po
przeczytaniu tego humor od razu mi się polepszył. Szybko odpisałam :
„Masz szczęście ekhm…
Kociaku. Jest ok. Wpadnę na kawkę, chętnie się wyrwę z tych czterech nudnych
ścian. Może ogarniesz na jutro mrożoną kawę? Co to za dobre wieści? Doczekać
się nie mogę! Śpij dobrze i nie myśl, że jesteś seksowny i gorący, nazwa w
mojej książce adresowej jej już zmieniona głupku! Xoxo”
W odpowiedzi
wysłał tylko smutną minkę. Usłyszałam pukanie do drzwi. Po magicznym słowie
drzwi się uchyliły. Wychyliła się zza nich czupryna Francuza.
- Hej! –
rzekł z ogromnym uśmiechem. – Poznałaś już Britney? - dodał i usiadł na łóżko
obok mnie.
- Taaaak. –
przeciągnęłam.
- Prawda, że
przemiła z niej dziewczyna? Myślę, że spokojnie się zaprzyjaźnicie. Zostanie na
dłużej niż przewidywała, więc będziecie miały dużo czasu, żeby się zakolegować.
– mówił z wielkim entuzjazmem, jakby to było jego największe marzenie.
- Jasne… -
powiedziałam z udawanym uśmiechem. On chyba nie zna prawdziwej strony swojej
byłej dziewczyny. Zaraz, zaraz… chyba nie byłej. Ale w takim razie, dlaczego on
chciał być ze mną? Chyba pora by wyjaśnić parę spraw.
- Ed, czemu
mi nie powiedziałeś, że nadal z nią jesteś? I dlaczego chciałeś ze mną stworzyć
związek, jeśli to z nią jesteś? Coś tu chyba nie tak, nie powinieneś tak robić.
To nie fair w stosunku do nas obu. – wyrzuciłam z siebie i czekałam na jego
odpowiedź. On zrobił zdziwioną minę i w końcu odpowiedział.
- Nie jestem
z Britney. Ona ciągle mnie prosiła o drugą szansę, ale nie byłem gotowy. Może
to banalne, ale teraz jak ja zobaczyłem po takim czasie rozłąki zrozumiałem, że
ja nadal kocham. Przepraszam, nie miałem zamiaru Cię tak potraktować. Nadal
jesteś moją przyjaciółką i miałaś całkowitą rację, co do nas. – wypowiedział.
Spodziewałam się tego? Nie. Ale nie poczułam też żadnej zazdrości, więc moje uczucia,
co do niego były trafne. To góra przyjaciel, chociaż nazwać go nim nie mogę. Ryana znam jeden dzień a czuję, że mogę mu zaufać.
- Więc,
nawiązując do tematu… Mam nadzieję, że dasz mi trochę czasu na znalezienie innego
miejsca gdzie będę mogła zamieszkać. Bo w tej chwili, choćbym chciała to nie
mam gdzie się podziać. – rzekłam cała zarumieniona. Nie chciałam być na czyjejś
łasce.
- Spokojnie,
możesz tu zostać ile chcesz. Britney będzie spać w moim pokoju. – po
wypowiedzeniu drugiego zdania iskierki w oczach się mu zaświeciły. No tak…
facet.
- Jasne,
obiecuję coś ogarnąć w jak najszybszym czasie.
- Nie ma
problemu… Britney i tak będzie w moim pokoju, więc ten by stał wolny. Widzę, że
ty już gotowa do snu, nie męczę Cię. Dobranoc. – rzekł i wyszedł. Nic nie
odpowiedziałam.
W tej chwili
poczułam się jak intruz w tym domu. Nie chcę tu zostać i nie mam zamiaru. Od
jutra intensywniej poszukuję pracy i nie ma opcji żebym miała tu zostać dłużej
niż tydzień. Trzeba zacząć działać!
Następnego
dnia obudziłam się około dziewiątej, usłyszałam piski z innego pokoju. Nie
wiem, co oni tam robili, bawili w berka czy co? Nie obchodzi mnie to. Chce się
już stąd wynieść, nie wytrzymam tu ani minuty dłużej. Ubrałam się szybko,
poszłam do łazienki, umalowałam się i nie informując przesłodkiej parki wyszłam
z domu. Poszłam do pobliskiej piekarni, kupiłam świeże, jeszcze ciepłe bułki i
ruszyłam do domu Ryana. Miałam nadzieję, że jest rannym ptaszkiem i go nie
obudzę. W sumie nie chcę się narzucać, ale sam mnie zapraszał na kawkę, prawda?
Nie powiedział tylko, o której godzinie a to mały szczegół.
Byłam już
pod drzwiami, mocno zapukałam i czekałam około minuty na jakąkolwiek reakcję z
zewnątrz. Po chwili drzwi się otworzyły a zza nich wyjrzała kudłata, czarna
głowa. To na pewno nie był Ryan, on nie miał kręconych włosów jak baranek. No
chyba, że spał dziś w papilotach. No i jakoś skurczył się w praniu chyba, bo
ten mężczyzna był minimalnie wyższy ode mnie.
- Tak? –
spytał zaspany. Chyba go obudziłam. Trochę zaskoczona jego widokiem wyjąkałam:
- Przyszłam
do Ryana…
- Do Ryana?
W nocy? – pytał dalej.
- Tak się
składa, że jest już przed dziesiątą. – odpyskowałam mu. Nie wiem skąd się we
mnie wzięła taka pewność siebie.
- Co nie
zmienia faktu, że jest jeszcze wcześnie. Pójdę po Ryana. – powiedział i zamknął
mi drzwi przed nosem. Co za cham! Zrezygnowana usiadłam na schodach tyłem do
drzwi. Skąd się w ogóle ten skrzat urwał? Domyślam się, że to ten, co mnie
znokautował wczoraj. Zresztą jego buźka jest jakaś znajoma… Usłyszałam
otwierany zamek do drzwi i radosny krzyk : Witam Kasia! Tak to był Ryan.
- No w
końcu! Myślałam, że już się nie dobiję! – rzekłam wstając ze schodów.
- Zapraszam
panienkę. – powiedział, usunął z przejścia i ukłonił jak lokaj.
- Mam ciepłe
bułeczki na śniadanko. I mam nowe wieści, co do Eda. – mówiłam idąc w stronę
salonu. Tam już siedział ten baran. Spojrzałam na niego z ukosa i przeszłam od
razu do kuchni. Mimo wszystko nadal musiałam go oglądać, bo kuchnia od salonu
była odgrodzona tylko wysepką, przy której można było zjeść śniadanie.
- Zrobił Ci
coś? – zapytał zaniepokojony.
- No, co Ty,
przecież nie ryczę. – kątem oka widziałam, że Baran nasłuchuje, ale co ja się
nim będę przejmować? – Przyjechała jego była, niezła z niej zdzira, okazało
się, że nadal mają się ku sobie i nieźle sobie brykali w nocy. Zresztą nad
ranem też zaczęli, więc zmyłam się stamtąd. – odpowiadałam i obserwowałam jak
Ryan, robi kawkę i kanapki.
- Czyli jest
dobrze, przynajmniej da Ci spokój.
- Tak, ale
nie mogę mu siedzieć na głowie, więc potrzebuję pracy i mieszkania. Dzisiaj
chyba pojadę do miasta i znów zrobię rundkę po sklepach.
- To dla
niej ta praca? – wtrącił ten Baran, co siedział na kanapie.
- Tak,
przecież Ci mówiłem. – odpowiedział mu Keomaka.
- Myślałem,
że o kogoś innego chodzi. – powiedział i zmierzył mnie wzrokiem.
- Zaczynasz
mnie wkurzać! To, że laska Cię rzuciła nie znaczy, że musisz się wyżywać na
wszystkich dookoła. Opanuj się Bruno! Od kiedy nie szanujesz kobiet? – nie
widziałam nigdy tak poważnego i wkurzonego Ryana. Ooo, więc baran ma na imię
Bruno. Hmm…
- Ej,
wyluzuj Ryan! Nie kłóćcie się przeze mnie. Nie chce być przyczyną waszych
spięć. – spojrzałam na nich. Oboje spuścili głowy w dół i wymamrotali „Sorry”.
– No, teraz jedzmy.
Bruno wstał
z kanapy, podszedł do wysepki, przy której siedziałam i wyciągnął w moją stronę
rękę.
- Zaczniemy
od nowa? – spytał z oczkami jak skrzywdzony szczeniaczek i delikatnym uśmiechem.
Miał takie duże, brązowe oczyska, które pewnie uwiodły nie jedną kobietę.
- Jasne,
Kasia jestem. – chwyciłam jego dłoń. Przez moje ciało przeszedł przyjemny
dreszczyk, mam nadzieję, że nie był w stanie nikt tego dostrzec. Jego uśmiech
poszerzył się a na policzkach powstały przesłodkie dołeczki. Jej, jaki ten
chłopak jest czarujący.
- Mars.
Bruno Mars. – powiedział niczym James Bond i przeczesał dłonią swoje loki.
- Bruno Mars?
Ty śpiewasz? – spytałam. Widziałam, że to imię z kimś mi się kojarzyło.
- Tak, nie
poznałaś mnie wcześniej?
- Nie, ja
słucham muzyki, ale nie bardzo sprawdzam, jaki piosenkarz jak wygląda. To
raczej nieistotne. – rzekłam zarumieniona. Byłam nieźle zdziwiona, że on to on.
Znam jego dwie płyty i je uwielbiam, wiec poniekąd właśnie spotkałam jednego z
moich idoli. Modliłam się by nie zapytał o tym czy lubię jego muzykę. Spojrzał
na mnie z ukosa i zauważył zaróżowione poliki, uśmiech się poszerzył u odwrócił
głowę. Ryan tylko stał i się patrzył. Była to, co najmniej dziwna sytuacja.
Trochę niezręczna. Wszyscy zaczęli jeść i popijać kawkę, po chwili Ryan zaczął
temat i gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Dziwne było też moje zachowanie, bo
zazwyczaj jestem nieśmiała, co do nowo poznanych osób a z nimi od razu
załapałam świetny kontakt. Czy to Los Angeles tak działa na ludzi? Czy to może
inni ludzie potrafią swoim zachowaniem mnie ośmielić?
- Wracając
do sprawy pracy. Bruno pytał w wytwórni, potrzebują osoby do papierkowej
roboty, nic ambitnego tak jak chciałaś. – rzekł Ryan.
- Tak? – ze
zdziwienia aż zachłysnęłam się kawą.
- Ej,
spokojnie, nie schodź z tego świata jeszcze, Mała. Musisz trochę faktur wcześniej powypełniać. – powiedział Bruno i poklepał mnie delikatnie po
plechach. Jezu.. Jego dotyk. Natychmiast się ogarnij Katarzyno!
- Spadliście
mi z nieba. – uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na ich dwójkę. Oboje
zrobili dumne miny, wypieli klaty i się poklepali nawzajem po plechach.
Zaśmiałam się na ten widok. Ta dwójka jest komiczna! Mają podobne charaktery.
- Taaaak… -
wzdychnął Bruno. – Jesteśmy po prostu niesamowici… - dodał i rozsiadł się na
krześle jak szef szefów.
- Nie
dodawajcie sobie – zironizowałam. – Ale chciałam Wam szczerze podziękować,
naprawdę.
- Nie wiem
jak Ty Bruno, ale ja zaraz się wzruszę. – powiedział Keomaka udając, że ociera
łzy.
- Koniec
tego dobrego. Ja muszę jechać do studia, mam materiał do zgrania. – rzekł wstając
ze stołka. Podszedł do stolika, włożył do kieszeni telefon i portfel, po czym
wrócił do nas.
- Widzimy
się wieczorem, tak? – spytał i patrzał raz to na mnie to na Ryana.
- Tak,
widzimy. – odpowiedział jemu chłopak.
- Ciebie też
widzę! – wskazał na mnie.
- Ale ja
nawet nie wiem o co chodzi. -
powiedziałam zdziwiona.
- Będzie, na
100 procent, już ja się tym zajmę. – Keomaka. Bruno w tym momencie już ruszył w
stronę drzwi i lekko je za sobą zatrzasnął.
- Ryan, o co
chodzi? – spytałam zdezorientowana.
- Wieczorem
Mars robi u siebie domówkę. Nieduża i luźna imprezo-posiadówa. Nic wielkiego.
Jesteś zaproszona. Przyjadę po Ciebie koło 9. – oznajmił mi tonem
nieoczekującym sprzeciwu.
- Mam coś
tutaj do powiedzenia?
- Nie.
- A może mam
już jakieś plany na wieczór i nie mogę tam pójść?
- Masz plany
na wieczór? Nie rozśmieszaj mnie. Trójkącik z Zołzą i Żabojadem? Z tego co mi
wiadomo znasz tylko tę dwójkę i dziś rano uciekłaś z domu by ich nie oglądać,
bo Cię mdliło oglądając ich igraszki. Jaki jest wniosek? Ryan zawsze ma rację.
Zapamiętaj to Maleńka. – powiedział gangsterko i puścił mi oczko.
- Nie lubię
Cię. – rzekłam tym samym przyznając mu rację. Skrzyżowałam ręce na piersiach
dając mu znać, ze jestem obrażona.
- Ja też Cię
kocham. Nie obrażaj się. – podszedł do mnie, cmoknął z tyłu w głowę.
- Spadaaaaj.
– odepchnęłam go gdy chciał mnie przytulić. W myślach już przeszukiwałam
walizkę szukając czegoś na ten wieczór.
- Jak mam
się ubrać, żeby się nie ośmieszyć? – zapytałam wprost. Normalnie siedziałabym
cicho, ale wiedziałam, że Ryan nie wyśmieje mnie, a nawet jeśli to tylko w
żartach. Mogłabym powiedzieć największe głupstwo a on tylko by się zaśmiał i
przytulił. Wyczułam go od razu.
- Kochana,
we wszystkim będziesz wyglądać uroczo. – mówił obierając ogórka, którego po
chwili zaczął wchłaniać.
- Ryaaaan…
Nie bywam na takich imprezach. Powiedz co będzie ok. Nie chce wyskoczyć w
sukience balowej jeśli wszyscy będą w dżinsach.
- Dżinsy i
fajna bluzka? Nie znam się. Albo te takie grube rajstopy bez stóp…
- Leginsy?
Nie noszę.
- No, no,
właśnie to. Wskocz w dżinsy i tyle. No chyba, że lubisz sukienki, to jak
najbardziej.
- Eh, dobra.
Normalnie się ubiorę i tyle.
- To tylko
posiadówa. – powiedział na odczepne.
- To moja
pierwsza imprezka w LA, nie chcę, żeby okazała się niewypałem.
- Już ja się
o to postaram. – zamrugał brwiami i szeroko się uśmiechnął.
Keomaka
zjadł wszystkie ogórki, ja dopiłam kawkę i postanowiliśmy pójść do ogrodu
powylegiwać się na leżakach. Pogoda była wspaniała. Odkąd tu jestem jest upalnie
i słonecznie. Świetny klimat. Ja osobiście nienawidzę mrozów chociaż jakbym
została tu na dłużej, z pewnością zatęskniłabym za śniegiem, niespodziewanym
letnim deszczem czy wielkimi ulewami w jesienne dni. Gawędziliśmy sobie i
obserwowaliśmy Geronimo, który biegał za pszczołą.
- Ale on
głupi… No cóż, przy takim właścicielu biedak nie miał szans na normalny rozwój… -
powiedziałam zerkając na Ryana.
- Prawda
jest taka, że to pies Hernandeza, ale co ja poradzę, że on jest wiecznie zajęty
i nie ma dla tego słodkiego bydlaka czasu. – usprawiedliwił się chłopak.
- Hernandez?
Co to za jeden? Macie jakiś trójkącik, czy co? Ty, Hernandez i Bruno?
- Haha,
zapomniałem, że nie wiesz nic o Bru. Jego prawdziwe imię to Peter Hernandez,
Bruno to tylko ksywka, która jest z nim od małego. - Ostrzegam Cię, że nasza gwiazdka nie lubi
jak mówi się na niego Peter.
- A Bruno
tak do niego pasuje… jest taki hmm… owalny.
- Owalny?
Przekażę. – zaśmiał się.
- Ani mi się
waż. – pogroziłam mu palcem. – Twoje imię też jest sfałszowane… Teodorze?
- Wyglądam
na Teodora? – krzyknął wściekły.
- No, tak.
Mały, krępy nerd. – powiedziałam z powagą.
- Oj,
doigrasz się dziś kobieto! Jak będziesz dla mnie taka niemiła to nie wiem co z
tą posadą w wytwórni. Może to ja wezmę sobie drugi etat… - mówił rozmarzony.
- Ty,
matematyka i księgowość? Chyba sobie zartujesz.
- Ej, byłem
na dwóch uniwerkach! – oburzył się.
- I co, na
żaden Cię nie przyjęli? – dogryzłam mu.
- Cass
obrażę się zaraz.
- Cass?
- No.
- Fajnie.
- Wiem.
Twoje imię męczy mój język.
- Zdziwiłbyś
się jak brzmi oryginalnie.
- Jak?
- Katarzyna.
Kasia to tylko skrót.
- Wow, nawet
nie będę się starał tego powtarzać, wybacz.
- Wybaczam.
Cass brzmi świetnie.
- Posłuchamy
Rihanny? – zmienił nagle temat, jakby olśniło go.
- Słuchasz
jej? – spytałam rozbawiona.
- Kocham ją!
– krzyknął radośnie, podnosząc się nagle z leżaka.
- No, spoko
jest. – stwierdziłam.
- Mogę
włączyć?
- Ale z
płyty?
- No a jak.
- Wersji
live bym raczej nie wytrzymała.
- Ale jesteś
okrutna. Jak mogłaś to powiedzieć. Masz coś do mojej Rihannki? – zapytał
bojowo.
- Tylko to,
że nie umie śpiewać… W sumie jak na piosenkarkę to chyba nie jest duży zarzut.
- Wredna z
Ciebie istota.
- Nie gadaj
tylko włączaj. Dobre ma piosenki i dobra z niej dupa.
- No w końcu
mówisz jak człowiek! – rzekł rozbawiony i w podskokach pobiegł do domu.
Po
kilkunastu sekundach usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki Loveeee Song.
- Co to za
gościu z nią śpiewa? Trochę jak goryl. Zacina się chłopak, no chyba, że to twój
przedwojenny odtwarzacz muzyki. Ale lubię tę piosenkę.
- Nie
rozumiem kobiet. Sto rzeczy Ci się nie podoba w tej piosence, ale w sumie to ją
lubisz.
-
Przyzwyczajaj się. Nie dość, że jestem kobietą to do tego strasznie humorzastą.
- Ah, co ja
z tobą mam… - westchnął.
- Jak masz
mnie dość to powiedz a sobie pójdę. – trochę się zmieszałam, bo naprawdę
strasznie się narzucam. Nie powinno mnie tu być… Tylko zawracam dupę temu
biednemu chłopakowi. Powinnam siedzieć w domu albo szukać pracy na mieście. Co
ja sobie myślałam?
- Chyba
oszalałaś. Póki Cię nie poznałem, nie miałem co robić całe dnie, a siedzenie
non stop w studiu z Marsem mnie czasami wykańcza. Dajesz mi trochę normalności,
za co Ci niezmiernie dziękuję. – rzekł uśmiechając się uroczo. Cofam to co
przed chwilą powiedziałam. Może dręczą mnie myśli o tym ze narzucam się, ale
jedno spojrzenie Hawajczyka a ja czuję się jak w domu. Na jego słowa
zarumieniłam się i odwróciłam głowę w drugą stronę tak by tego nie zauważył. Po
chwili ciszy się odezwałam.
- Grasz na
czymś?
- Czasami
gram ludziom na nerwach. A czasami na gitarze. Nie chwaląc się nieźle wymiatam.
– powiedział dumnie.
- Tak? –
spytałam zdziwiona.
- Nie, znam
tylko cztery podstawowe chwyty. – rzekł ze smutkiem. Ten facet jak nikt do tej
pory mnie rozśmiesza.
- Powiesz mi
coś o tej pracy? Bo w sumie nic mi nie przekazałeś, poza tym, że jest dla mnie
stanowisko w wytwórni w księgowości… - zmieniłam temat.
- Dam Ci
numer telefonu, musisz się umówić na „rozmowę kwalifikacyjną”. – oznajmił
pokazując cudzysłów palcami.
- Rozmowę
kwalifikacyjną? Czyli to jeszcze nie jest pewna oferta? – wtrąciłam.
- Pokazałem
„ptaszki” w powietrzu. Ta rozmowa to taka prowizorka, mam pewność, ze Cię tam
przyjmą. Bruno wczoraj dzwonił i powiedział, że ma idealną kandydatkę a oni od
razu wycofali wszystkie ogłoszenia, które powysyłali do gazet i Internetu.
- Idealną? A
co jak się nie sprawdzę? Nie chce ich zawieść i narobić wstydu Marsowi. –
rzekłam zmartwiona. Teraz znając mnie, będę się stresowała jeszcze bardziej, co
nie wiem czy jest możliwe.
- Dasz radę,
Cass. To naprawdę nie będzie nic trudnego. Trochę przepisywania z kartki na
kompa, drukowania, wypełniania jakiś małych faktur. Nie zdziw się jak będą
chcieli, żebyś zrobiła im kawkę lub skoczyła po ciastko. To nie jest
kierownicze stanowisko. – zaśmiał się.
- Jasne,
rozumiem. Żadna praca nie hańbi. Mogłabym nawet sprzątać, byleby kasa z tego
była. – stwierdziłam.
- I to
lubię. – powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.
- Jak laska
Ci sprząta? – podłapałam wątek.
- Przecież
wiesz, że nie o to chodziło. Chociaż fajnie jakbyś czasami wpadła do mnie i
popichciła, wyszorowała łazienkę i poodkurzała.
- Muszę Cię
zawieść… Sprzątam kiedy już muszę a gotować nie umiem. – zrobiłam udawaną
smutną minkę.
- Co z
Ciebie za kandydatka na żonę? – zbulwersował się.
- Nie będę
dobrą żoną, więc odwlekam ten wątek. – nie wiem czemu ja do cholery gadam z nim
o takich rzeczach? Jakby był gejem, to rozumiem, że takie tematy nie sprawiały
by mi powodu do wstydu. – A co myślałeś o mnie, jako o żonce? – zaśmiałam się.
Przez niego będę miała zmarszczki. W kółko się szczerzę jak idiotka.
- Nie obraź
się, ale nawet nie wyobrażam sobie Ciebie pocałować. Jesteś jak młodsza
siostrzyczka. – powiedział czekając na moją reakcję.
- Nawet nie
wiesz jak mnie w tym momencie zraniłeś. – wstałam natychmiast z leżaka udając
zrozpaczoną. Po 10 sekundach patrzenia na niego ze zmartwioną miną uśmiechnęłam
się na co on odetchnął z ulgą. – Jesteś dla mnie jak starszy opiekuńczy brat,
którego nigdy nie miałam… Znaczy starszego brata mam, ale on nigdy się o mnie
nie troszczył. – wyjaśniłam i dodałam. - Tym bardziej, że znamy się od dwóch
dni! To jest chore, Ryan. Czuję się jakbym Cię znała od urodzenia.
- I vice
versa. – odpowiedział mi z szerokim i szczerym uśmiechem. Rzuciłam w jego
stronę moją komórkę, którą on zręcznie złapał. Nie pytał o co chodzi, domyślił
się, że ma wpisać numer kontaktowy w sprawie pracy.
- Tylko
normalnie wpisz, nie tak jak siebie. – puściłam mu oczko, na co on urażony
odwrócił głowę. – Ger, chodź do Pani! – zawołałam wesoło do psa pijącego z
miski wodę. Pies spojrzał na mnie i podbiegł. Zaczęłam go głaskać i drapać po
łbie. – Siad! – powiedziałam do psa. Odwrócił łeb w moją stronę i spojrzał na
mnie jak na głupka. - Okej. Ja się
zbieram. – zwróciłam się do Ryana, który właśnie chciał mi oddać telefon.
- Jeszcze
wcześnie, zostań. Muszę jechać na zakupy, pojedziesz ze mną. Wrócimy i zrobię
mrożoną kawę, przysięgam! – mówił klęcząc przede mną.
- Wstawaj
głupku, tą kawą mnie przekonałeś. – powiedziałam ciągnąc go za rękę do góry by
wstał.
- Yeaaah!
Pojechaliśmy
do najbliższego marketu, Ryan z parkingu wziął od razu wózek w który wskoczył.
Chciał bym pchała go, ale Pan Keomaka najniższym i najlżejszym mężczyzną nie
był, więc nie wyrabiałam na zakrętach i gdy w końcu przewróciłam piramidę
zbudowaną z puszek z pomidorami, Hawajczyk wyskoczył z wózka i zaczął uciekać a
ja za nim. Później były szybkie zakupy i śpiewanie wyliczanek, bo Ryan między innymi nie
wiedział na jaką pizzę się zdecydować: z szynką czy z pieczarkami. Ludzie się dziwnie patrzyli na dorosłego
faceta biegającego od półki do półki, który z dalekich odległości wrzucał
produkty do kosza, punktując rzuty jak w koszykówce. Nie nadążałam za nim
czasami, ma chłopak za dobrą kondycję… a może to ja nie mam żadnej? Podsumowując,
nieźle się zmęczyłam, ale Ryan był zadowolony ze swoich koszykarskich popisów,
bo zyskał trzy nowe koleżanki: jedną nastolatkę, która wiedząc, że zna Bruno
Marsa wcisnęła mu swój numer telefonu, jedną starszą Panią, która również dała
mu numer z numerem z dopiskiem „Z
przyjemnością pokazałbym Ci co znaczy prawdziwa miłość koteczku” i przepiękną
latynoskę, która od razu mu wpadła w oko (po krótkiej wymianie zdań wymienili
się numerami oczywiście).
- Latynoska
była niezła! Pasowałaby do Ciebie. – powiedziałam gdy byliśmy już w samochodzie
i poklepałam po ramieniu.
- Wiem,
piękna jest. To chyba przeznaczenie. –
wzdychnął.
- To, że
ładna to nie wszystko, pamiętaj. Przecież na starość chyba chciałbyś o czymś z
żoną pogadać, bo ptaszek już nie będzie stawał na jej widok. – rzekłam.
Sama siebie nie poznaje przy Ryanie! Co się ze
mną dzieje? Sex is in the air… la la la. Ej! Ale stałam się sprośna. Los
Angeles mnie demoralizuje. Już się boję dzisiejszej imprezy, jak już gadam o
sprawach związanych z seksem, to od seksu dzieli mnie krok. Może wyrwę jakiegoś
przystojniaka? Nie, to jednak jeszcze nie ten etap. Żarty żartami, nigdy bym
nie poszła z pierwszym lepszym do łóżka.
Usłyszałam
śmiech Keomaki. Chyba nie mówiłam tego głośno?
- Z czego
się śmiejesz? – spytałam cała zarumieniona, było mi strasznie wstyd.
- Z tego
ptaszka, teraz dopiero do mnie doszło. – wydusił.
Uf, czyli
nie mówiłam tego na głos. Ale ze mnie idiotka. Odetchnęłam z ulgą. Uśmiechnęłam
się w jego stronę. Jak dobrze mieć kogoś takiego jak on, nie przyjaźniłam się
nigdy z facetami i teraz mogę zacząć żałować. Nie są tak skomplikowani jak
kobiety i nie mają aż tak zmiennych nastrojów.
Gdy byliśmy
już w domu, Ryan zniknął w kuchni przygotowując obiecany mi napój. Ja
postanowiłam wykorzystać chwilę samotności. Wyszłam do ogrodu i wybrałam numer
do wytwórni. Odebrała przemiła Pani, która z tego, co się dowiedziałam będzie
moją przełożoną. Umówiłam się z nią na spotkanie jutro po południu. Będę oprowadzona
po firmie, poznam głównego szefa, jeśli będzie miał chwilę czasu, podpiszę
umową i wszystkie papiery no i oczywiście dostanę grafik na tydzień próbny w
którym też mam się wszystkiego nauczyć. Jak załapię, zostaję, jak nie to goodbye everyone. Mam nadzieję, że dam
radę.
Czas
spędzany z Hawajczykiem płynął zdecydowanie za szybko. Nawet się nie zorientowałam
a już było koło piętnastej i musiałam wracać do domu. Oczywiście chłopak chciał
mnie odwieźć, ale nie dałam się i przekonałam go, że krótki spacerek dobrze mi
zrobi. Umówiliśmy się, ze przyjedzie po mnie wieczorem. Coś czuję, że ta
impreza nie skończy się dobrze… a może sobie tylko wmawiam?