wtorek, 1 stycznia 2013

001 "God bless the USA"


Siedzę w samolocie. Lecę do USA. Czy to jest normalne, że lecę tam do chłopaka poznanego przez internet? Nie. Czemu to robię? Bo mi najwidoczniej odbiło. Coś ze mną musi być nie tak. A może to przekonujące mnie koleżanki wywarły na mnie taką decyzję? Przecież w życiu bym nie pomyślała, żeby lecieć z Polski do Ameryki do kolesia. Może powinnam przedstawić jego osobę?


Ma na imię Edmond, ma 22 lata i jest z Francji, ale studiuje w Los Angeles medycynę. Chce być kardiologiem, ale jeszcze długie lata nauki przed nim. Wywarł na mnie ogromne wrażenie już na czacie, na którym się poznaliśmy. Trochę tam pogadaliśmy, pamiętam, że pytałam go czy ma facebooka, ale nie miał, więc nie mieliśmy jak utrzymać kontaktu poza czatem.Kilka razy jeszcze udało nam się tam popisać. Był zabawny, bardzo miły i w miarę przystojny. To był typ takiego śmieszka, wyglądał jak chłopiec, nie mężczyzna, ale nie przeszkadzało mi to w rozmowie z nim.Później czat został zrujnowany przez hakerów, nie można było normalnie gadać z ludźmi. Wchodziłam tylko tam by zobaczyć czy ktoś z moich znajomych jest dostępny. Patrzałam na ostatnie logowania Eda, zawsze się mijaliśmy.Po około dwóch latach udało mi się go złapać. Napisałam do niego pierwsza, odpowiedział od razu. Pamiętał mnie. Od razu zrobiło mi się ciepło na sercu. Napisał też, że próbował mnie tu dorwać, ale zauważył, że się mijamy. Nie mogłam stracić takiej szansy i od razu zapytałam czy ma konto na Windows Live Messenger. Miał, więc od razu się wymieniliśmy mailami i zaczęliśmy kontynuować naszą znajomość tam.Komplementował mnie bez miary. Co wieczór logowałam się na ten komunikator i rozmawiałam z nim, stało się to moim małym nałogiem. Po długich rozmowach, mówił, że mnie kocha. Ja czułam się zagubiona i nie wiedziałam, co mu odpowiadać. Robiło mi się miło, gdy prawił mi komplementy, pisał czułe słówka. Nie wiem czy to miłość. Moim zdaniem nie można zakochać się patrząc na czyjeś zdjęcie i pisząc z tą osobą. Nie wydaje się to możliwe, ale chyba tak właśnie się stało.


Wracając do mnie, leciałam tam sama, bałam się strasznie. Co jak nam nie wyjdzie w rzeczywistości? Co wtedy? Nie będę miała gdzie zostać, nie znam tam nikogo oprócz niego. To jest chore, nie wiem, czemu przystałam na taką propozycję. Jak mam się z nim przywitać? Podać rękę, przytulić, pocałować? W sumie to będziemy się widzieli dopiero po raz pierwszy, ale poniekąd się znamy. Mam mętlik w głowie. Nie wiem, co myśleć, robić, ze stresu mam drgawki. Mogłam zostać w moim rodzinnym mieście Bydgoszczy i znaleźć pracę albo pójść na studia. Co mi odbiło?Lot ciągnął się w nieskończoność. Kilkanaście godzin siedzenia w samolocie to niefajne przeżycie. Było mi strasznie niewygodnie, ciągle zmieniałam pozycję gdyż czułam się niekomfortowo.  Jak dobrze, że już prawie koniec… A może dopiero teraz powinnam zacząć się martwić?Samolot wylądował godzinę później, było małe opóźnienie. Edmond obiecał mi, że będzie na mnie czekał na lotnisku, akurat nie miał zajęć w szkole i wziął wolne popołudnie w pracy. Wypatrywałam go w tłumie ludzi, ale niestety nie mogłam go dostrzec. Obejrzałam się za siebie, ale tam nikogo nie było. Postanowiłam wybrać do niego numer i spytać gdzie jest.
- Halo? – spytał dobrze znany mi głos.
- Hej, Ed! Gdzie jesteś, bo nie mogę Cię znaleźć w tym tłumie. – odpowiedziałam trochę zagubiona. Ten tłum mnie przerażał.
- Przepraszam, słońce, ale nie mogłem przyjechać. Szef miał dla mnie ważne papiery do wypełnienia i muszę dokończyć to. Będę dostępny dopiero za jakieś dwie godziny, tego jest cała masa. – rzekł trochę zażenowany swoją postawą.
- Jasne, rozumiem. – tak naprawdę to nie mogłam tego pojąć. Co ja mam sama robić przez dwie godziny na kompletnie nieznanym mi kontynencie?
- Poczekasz na lotnisku, czy mam Ci dać adres do mojego mieszkania? Klucze byś mogła wziąć od sąsiadki, tej od Abrahama, pamiętasz? – oczywiście, że pamiętam. Abraham to mały synek jego sąsiadów. Często podrzucali mu go do opieki.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Chyba na Ciebie tu po prostu poczekam.
- Nawet nie wiesz jak mi głupio, pewnie jesteś zmęczona po tak długim locie. Chciałbym Cię w końcu zobaczyć. – rzekł cicho.
- Dam radę, będę czekać gdzieś na ławce. Pa. – rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź.
No ja przepraszam Was bardzo. Pierwszy raz mam go zobaczyć a on nie przyjeżdża? Czy go doszczętnie pogięło? Już mi się tu nie podoba. Jedyne, co teraz mogłam zrobić, żeby o tym nie myśleć to posłuchać muzyki. Wyciągnęłam odtwarzać i włączyłam płytę Olly’ego Murs’a. Moja przyjaciółka Maja, ma ostatnio na niego fazę. Niezupełnie na jego muzykę, ale na samą jego osobę jak najbardziej. Za to są to moje rytmy, więc się dopełniamy, ja słucham jego muzyki a ona zachwyca się jego twarzyczką.  W przyrodzie musi być równowaga. Jestem ciekawa czy Ed wygląda tak jak się przedstawił i tak jak sobie go wyobrażałam, patrząc na zdjęcia. Wysoki, szczupły, dłuższe jasnobrązowe włosy, niebieskie oczy i szczery uśmiech. Pamiętam jak jednego razu opowiadał mi bajkę na dobranoc. To było całkiem słodkie. Ja już chcę go zobaczyć! Mimo stresu, myślę, że to może być ten jedyny. A może się mylę? Skąd mogę wiedzieć, skoro nigdy nikogo wcześniej nie obdarzyłam uczuciem większym od zwykłej sympatii? Przyjaźń to był najpoważniejszy związek między mną a drugą osobą. Nigdy nie dopuszczałam do siebie osób trzecich i nie wiem czy będę w stanie otworzyć się w pełni przez Edem. Ale myślę, że z Francuza, będzie też świetny przyjaciel. Przecież od tego właśnie się zaczęło.


Wsłuchiwałam się w teksty piosenek Brytyjczyka. Nie były jakieś ambitne, ale ten stary pop to zdecydowanie mój styl. Zdążyłam przesłuchać dwa razy tą samą płytę, aż zjawił się Ed. Serce zaczęło bić jak szalone, ręce zaczęły się pocić. Co robić? Oh, zauważył mnie i się automatycznie uśmiechnął, podchodząc do mnie mierzył mnie wzrokiem z góry na dół. Czułam się, co najmniej niezręcznie. Jest taki jak sobie wyobrażałam, nawet wyższy niż myślałam i nie taki chudy, a to zaleta.
- Cześć! – podszedł i od razu mnie mocno przytulił lekko unosząc do góry. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu mogę Cię przytulić. – kontynuował wtulając twarz w moje włosy. Ja nadal nie czułam gruntu pod nogami, mocno się wtuliłam i cieszyłam tą chwilą. Pierwsze co poczułam to zwykła sympatia. Żadnych motylków gdy mnie dotykał ani nic z tych rzeczy… Czy to zły znak? Po chwili postawił mnie z powrotem na ziemię i oderwał od siebie. Kolejny raz zmierzył mnie wzrokiem i się szeroko uśmiechnął. 
– Jak minął lot? – spytał trzymając mnie za rękę.
- Dobrze, jestem trochę zmęczona, ale jestem szczęśliwa, że już mogę tu być. – odwzajemniłam uśmiech. Po intensywnym kursie angielskiego czułam się o wiele pewniej posługując tym językiem.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu Cię mam, wiem powtarzam się. – rzekł obejmując mnie ramieniem i kierując w stronę wyjścia. – Ah, daj tę walizkę. – wyrwał mi z ręki walizkę.
- Poradziłabym sobie. – mruknęłam. Może to miły gest, ale mnie trochę zirytował.
- Dobra, dobra. – odpowiedział i zaprowadził mnie do swojego samochodu. 
Włożył walizkę do bagażnika i otworzył mi drzwi po stronie pasażera. Ale z niego gentelman. Trochę przesadza, ja nie jestem niepełnosprawna. Lubię gentelmanów, ale z jego strony wydawało mi się to nachalne, nigdy tego tak nie odczuwałam, nie wiem, co jest nie tak.Jechaliśmy koło 15 minut. Mało się do siebie odzywaliśmy, ja oglądałam krajobrazy za oknem a Ed skupił się na drodze. Jechał ostrożnie i raczej powoli. W pewnej chwili włączył radio. Piosenkę od razu rozpoznałam po pierwszych nutach. Spojrzałam na Eda, też się uśmiechał.
- Twoja Miłość śpiewa. – powiedział spoglądając na mnie. Normalnie zaczęłabym nucić tą piosenkę bądź śpiewać, ale nie czułam się jeszcze pewnie w jego towarzystwie. Kocham muzykę i co ja na to poradzę? Nóżka aż sama latała.
Dojechaliśmy w krótkim czasie. Francuz trochę mi opowiadał o okolicy, mówił co jak i gdzie. Podjechaliśmy pod mały, jasny domek.
- Tutaj oto sobie pomieszkuję. – rzekł otwierając mi drzwi ze strony pasażera i pomógł mi wysiąść podając rękę.
- Ładna okolica.
Ed pokazał mi pokój, w którym miałam jak na razie spać, później zobaczymy. Przyniósł walizkę i powiedział, że idzie robić obiad, zawoła mnie jak będzie gotowy. Byłam tak zmęczona, że gdy tylko wyszedł położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Potrzebowałam kilka chwil by zregenerować, choć w części siły i później rozpakować się do szafek. Niestety po kilku minutach poddałam się i zasnęłam.Obudziłam się czując na sobie czyjś dotyk. Przestraszyłam się i uniosłam szybko do pozycji siedzącej. Uff… to tylko Ed. Ale zaraz… Co on do jasnej cholery robi?
- Przestań. – powiedziałam stanowczo zdejmując jego dłoń ze swojego uda.
- Ale o co Ci chodzi? Myślałem, że jesteśmy razem. – rzekł z uśmiechem.
- Przecież pisałam Ci… Zobaczymy jak to będzie, nie chcę niczego wymuszać.
- Jasne. – odburknął i obrażony wyszedł z pokoju. 
Wychodząc tylko mruknął „obiad masz na stole”. Usłyszałam trzask drzwi i tyle go widziałam. Myślałam, że w rzeczywistości nie będzie tak reagował jak to zdarzało się w naszych rozmowach przez Internet. Często się obrażał o byle, co a to wtedy ja musiałam wyciągać rękę. I teraz pewnie będzie tak samo. Chyba powinnam się przyzwyczajać. Nie byłam głodna, na lotnisku czekając na Francuza zajdłam dwa batony i to mi na razie wystarcza. Postanowiłam rozpakować się a później porozmawiać z Edmondem.


Po niecałej godzinie wszystko miałam ułożone w szafie, kosmetyki porozkładane i wszystko znalazło swoje miejsce. Wzięłam głęboki oddech i poszłam pogadać z Panem Obrażalskim. Wyszłam z pokoju i znalazłam się w salono-jadalni. Nie było go tam. Na stole leżał talerz z przepięknie ozdobionym kawałkiem domowej pizzy. Widać, że się postarał. Postanowiłam zajrzeć do pokoju, w którym jeszcze nie byłam, domyślam się, że był on właśnie sypialnią Eda. Zapukałam lekko, po czym usłyszałam pozwolenie by wejść. Francuz siedział na łóżku obłożony z wszystkich stron materiałami naukowymi. Książki, kserówki, notatki i laptop zajmowały dużą część na jego łożu.
- Jesteś zajęty? Chciałam pogadać. – spytałam lekko speszona.
- Wejdź, będę miał pretekst do zrobienia sobie przerwy. – rzekł cicho, spoglądając na mnie tylko przez sekundę. Odłożył zeszyt i gestem ręki poprosił bym usiadła obok niego na łóżku a więc to zrobiłam. Rozejrzałam się szybko po pokoju, na ścianach miał plakaty, panował tam ogólny porządek, było czysto i przytulnie.
- Ed, wiesz przecież, że jestem strasznie nieśmiałą osobą i nie raz się o tym przekonałeś. Nie mam dobrych kontaktów z płcią przeciwną i potrzebuję czasu by przyswoić sobie niektóre rzeczy. Pisałam Ci o tym i myślałam, że to zaakceptujesz. – wymawiałam słowa z prędkością światła, prosząc w duchu by tylko mi nie przerwał, bo nie wiem czy bym powiedziała wszystko, co chciałam.
- Kasia, ja rozumiem, ale postaw się w mojej sytuacji. Piękna dziewczyna mieszka pod moim dachem a ja nie mogę nic zrobić. Jak facet ma się powstrzymywać od jakichkolwiek gestów? Nie jestem w tym dobry, zawsze robię to, co myślę, na co mam ochotę. Nie jest mi lekko, uwierz mi. – rzekł totalnie na luzie, jakby mówił tak do każdej innej panny. – I wiem, że to ogromny sukces, że przyleciałaś tu. Do mnie. Cieszę się, ale lekko nie jest.
- Lubię jak wymawiasz moje imię. Masz dziwny akcent. – zaśmiałam się słysząc amerykańskie „Kejsza”.
- To naucz mnie, jak się je wypowiada, bo nie mam zielonego pojęcia. -  poprosił.
- Kasia. – powiedziałam z łatwością.
- Kesia.
- Nie, Kasia.
- Kesa.
- Kasia.
- Kasja.
- Hmmm… to może zostańmy przy Kejsza. Dobrze brzmi. – zaśmiałam się, Ed zawtórował.
- Uścisk na zgodę? – rzekł z czarującym uśmiechem.
- Jasne. – zgodziłam się przylegając do niego całym ciałem. Chwilę tak siedzieliśmy, po czym oderwałam się od niego i zapytałam. – Co robisz?
- Ejjj, a było tak fajnie. – powiedział ze smutną minką. – Jutro mam egzamin zaliczeniowy. Muszę się trochę pouczyć, ale nie przeszkadzasz mi. W ogóle. – jeeeej, jaki on potrafi być słodki.
- Jasne, wcale nie przeszkadzam. – zironizowałam i skierowałam się ku wyjściu. – Idę włączyć mojego chińskiego laptopa. – zaśmiałam się i puściłam do niego oczko.
- Jeszcze się przekonasz, ze kupię Ci nowego. – rzekł pod nosem.
- Słyszałam!!! Ani się waż, mój drogi. – pogroziłam mu palcem i wyszłam.

Wróciłam do mojego pokoju już w lepszym nastroju. Włączyłam laptopa i od razu odpaliłam przeglądarkę. Zalogowałam się na facebooku. Posprawdzałam powiadomienia, kilka wiadomości, na które od razu poopowiadałam i sprawdziłam czy Maja jest dostępna. Była! Uf, co za ulga.
Ja: Cześć! Jestem już na miejscu, jest ok.
Maja: No, cześć. Tylko ok?
Ja: Jestem u niego w mieszkaniu od dwóch godzin a już raz się obraził. Za dużo ode mnie by chciał.
Maja: No, ale przecież zgodził się na relacje przyjacielskie jak na razie, prawda?
Ja: Tak, dlatego mu o tym przypomniałam. Jak będzie na mnie coś wymuszał to od razu od niego uciekam. Nie wiem, co mam robić… Jak jeszcze raz cos takiego zajdzie to się wystraszę i naprawdę wyjadę. Nie jestem na to gotowa. Nie wiem czemu tu przyjechałam.
Maja: Już żałujesz? Myślałam wnioskując po waszych rozmowach, że będzie jak w bajce.
Ja: Chyba zaczynam żałować. A nie chcę. Jestem w pięknym mieście! Los Angeles.
Maja: Niesamowite, co? Czemu mnie tam nie wzięłaś?
Ja: Mogłaś jechać, byśmy coś wymyśliły.
Maja: Wiesz, że bym nie mogła. Mimo pełnoletniości jestem na łasce rodziców. Ach, wyrwałabym się stąd.
Ja: Nie wiem, co mam myśleć, robić, czuje się zagubiona a najgorsze jest to, że on tego nie zrozumie. Wytłumaczyłam mu. Teraz siedzi sam w pokoju i się uczy na egzamin, mam chwilę spokoju. Może pójdę się przejść po okolicy.
Maja: Tylko się tam nie zgub.
Ja: Spokojnie, będę pisać. Pa.
Maja: Pa.Tak jak napisałam przyjaciółce, tak postanowiłam zrobić. Musiałam pierw powiadomić Edmonda. Chciał iść ze mną, ale upewniłam go w przekonaniu, ze przejdę się tylko kawałek, po okolicy, nie będę się oddalać. Było ciężko, ale został.

Wyszłam z domu. Aż miło było popatrzeć na te zielone, idealnie przystrzyżone trawniki, piękne drzewa i równe drogi.  Ta okolica wyglądała jak na filmach. Było tu cicho i przyjemnie. Domki były pomalowane na beżowo bądź biało i obrośnięte zielenią. Na trawnikach stały przeróżne ozdoby ogrodowe, ławeczki, skrzynki na listy oraz śmietniki. Było ciepło więc spotkałam dużo mężczyzn myjących na podjazdach swoje samochody, panie chodziły z siatkami z zakupami a dzieci jeździły na rowerkach lub biegały na podwórzu. Raz na jakiś czas przejechał wolno samochód.
Po jakimś czasie, doszłam chyba do innej dzielnicy, choć nie wiem czy tak można to nazwać. Stały tam duże domy, wręcz wille, ogrodzone płotami, z dużymi podjazdami i wielkimi posiadłościami. Różniły się zdecydowanie wielkością i konstrukcją od tych skromnych domków w okolicy Francuza.  Każdy z nich się od siebie różnił. Wydaje mi się, ze były one po prostu budowane, przez bogatych, wpływowych ludzi, którzy mieli własne pomysły i zatrudniony sztab by spełnić ich zachcianki i marzenia dotyczące miejsca zamieszkania. Postanowiłam nie zagłębiać się w te okolice, mimo że wyglądała na bezpieczną. Zawróciłam i tą samą drogą skierowałam się w stronę domu. Przejeżdżało akurat wypasione auto w którym siedziało dwóch mężczyzn.
- Hej kochaniutka, a ty, co taka blada? Wszystko ok? – spytał czarnoskóry mężczyzna wychylając się przez okno od strony pasażera.
- T-t-tak. – zająknęłam się przestraszona. Chyba pomyślał, ze coś ze mną nie tak, a ja po prostu mam taką jasną karnację.
- Dobra, skarbie. Ładna pogoda, poopalaj się. – rzekł, puścił mi oczko i jego kolega powoli odjechał. – Ale tyłeczek to ty masz pokaźny. – krzyknął jeszcze na odchodne.
To było, co najmniej dziwne. Ale pozytywny był ten facet, kogoś mi przypominał. Ah, Ci murzyni to są do siebie tacy podobni…Wróciłam bez problemów do domu. Ed siedział w swoim pokoju, więc nie chciałam mu przeszkadzać. W sumie przyjechałam do niego, a on mi nie poświęca w ogóle czasu? Spóźnia się na lotnisko 2 godziny? Co to ma być? Los Angeles to takie piękne miasto, że nie chcę stąd wyjeżdżać. Myślę nad znalezieniem jakiejkolwiek pracy na początek, a później zobaczymy. Po wakacjach albo wrócę do Polski albo zostanę tu o ile wszystko się dobrze ułoży.Postanowiłam zobaczyć, jakie jest zapotrzebowanie na tutejszym rynku pracy. Kelnerki, praca w agencji reklamowej, ale z doświadczeniem, grafik komputerowy – wymagane doświadczenie, księgowa – z doświadczeniem… Nie mam żadnego doświadczenia, pracowałam tylko sezonowo, jako kasjerka. Wysłałam CV ze zdjęciem na stanowisko kelnerki w jakimś klubie. Nie wiem jak wygląda okolica ani ten klub, ale spróbować mogę, nic do stracenia nie mam.

Po 15 minutach rozmawiania z przyjaciółmi i mamą, która się strasznie o mnie martwiła, usłyszałam ciche pukanie w drzwi mojego pokoju.
- Wchodź, Ed! – powiedziałam zamykając laptopa.
- Co robisz? Przeszkadzam? – wszedł do pokoju i usiadł na skraju łóżka.
- Nie, nudzę się. -  delikatnie się uśmiechnęłam.
- A nie powinnaś. Chodź, oglądniemy sobie jakiś film.  – chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do swojego pokoju. Po notatkach nie było już żadnego śladu, łóżko było ładnie pościelone, poduszki równo ułożone.
- Komedia romantyczna, horror, film dokumentalny? Co oglądamy? – pytał przeglądając pliki w laptopie.
- Jestem za komedią.
- Ok. – ułożył laptopa na skraju łóżka, my usiedliśmy na drugim krańcu, opierając się plecami o ścianę.
Nie skupialiśmy się za bardzo na fabule filmu. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, o jedzeniu, o tym, o czym pisaliśmy, on opowiadał o swoich początkach w Los Angeles, ja o mojej edukacji w Polsce. Trochę pogadaliśmy o tym, co nas łączy. Przyjaźń to dobre określenie, czuję, ze mogę na nim polegać. On bez wstydu przyznał, że chce więcej. A ja powiadomiłam go, że niektóre rzeczy mogą spowodować u mnie reakcję odwrotną od zbliżenia. Objął mnie ramieniem, na którym od razu ułożyłam głowę. Oparł swój policzek o moje czoło w ciszy oglądnęliśmy do końca film. Było mi tak przyjemnie w jego objęciach, że z chęcią już bym zasnęła, ale starałam się mieć oczy szeroko otwarte.
- Jestem zmęczona. Pójdę już do siebie, muszę odespać lot. – szepnęłam gdy film już się kończył.
- Jasne, idź. Jutro mnie nie ma cały dzień w domu, ale za to pojutrze jest sobota i pokaże Ci miasto, co ty na to? – powiedział podekscytowany.
- Z chęcią. Wysłałam dziś CV do jednego z klubów, potrzebują szybko kelnerki.
- Klub? Kelnerka? Jesteś pewna?
- Nic innego nie znalazłam. Żadna praca nie hańbi, od czegoś muszę zacząć. Nie będę Ci siedzieć na głowie, jeśli mi nie wyjdzie to wracam po wakacjach do kraju.
- Jasne, rozumiem. To dobranoc Kasia. – rzekł całując mnie w policzek. – Pamiętaj, że nie jesteś tu dla mnie ciężarem, to sama przyjemność.
- Jasne, jasne. – rzekłam wytykając język. – Dobranoc! Wzięłam z pokoju kosmetyki, ręcznik i zajęłam łazienkę na 20 minut. Gdy wróciłam, położyłam się na łóżku i automatycznie zasnęłam.


Następnego dnia obudziłam się po dziesiątej. Przeszłam się po mieszkaniu, ale Eda już nie było. Na lodówce wisiała kartka z informacją, że klucze wiszą na haczyku. Nie mam zamiaru siedzieć cały dzień w domu, więc na pewno klucze będą mi niezbędne. Przygotowałam szybko śniadanie, zrobiłam makijaż, ubrałam się, spakowałam do torebki portfel, okulary, telefon, dokumenty i wyszłam z domu. Chwilę stałam na ganku i nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, nie znam miasta, nie wiem czy jeździ tam jakiś autobus… Postanowiłam się przejść kawałek w tą samą stronę, co ostatnio, zapytam kogoś jak się dostać do centrum.Po pięciu minutach drogi usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Zaczęłam desperacko szperać w torebce, ale za cholerę nie mogłam go znaleźć. Złapałam ją do góry nogami, ukucłam i wyrzuciłam całą zawartość.
- No, tu jesteś! – powiedziałam sama do siebie i szybko odebrałam przychodzące połączenie nie patrząc wcześniej na ekran.
- Halo?
- Dzień Dobry, tu manager klubu Greystone, czy mam przyjemność z Panią Kata… Katr… Przepraszam nie jestem w stanie wymówić imienia i nie jestem pewny, co do nazwiska…
- Tak, to ja. – odpowiedziałam uśmiechnięta. – Może po prostu Kasia? Albo Kate.
- Jeszcze raz przepraszam. Więc Kate, dostaliśmy twoje CV, chcieliśmy zaprosić Cię na rozmowę kwalifikacyjną. Jeśli nadal jesteś chętna to wyślę Ci szczegóły zaraz sms’em.
- Pewnie, będę wdzięczna.
- W takim razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – po rozłączeniu się z wielkim uśmiechem pozbierałam rzeczy z chodnika, wrzuciłam je z powrotem do torby i kontynuowałam swój spacer w nieznane. Przeszłam kawałek i zobaczyłam opalonego mężczyznę bawiącego się z wielkim psem. Nie zauważyłam nikogo innego w pobliżu, więc stwierdziłam, że zapytam go o drogę do centrum.
- Przepraszam… - podeszłam do niego. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Tak? – spytał przestając na chwilę zabawę z pupilem.
- Niedawno tutaj przyjechałam i chciałabym się dostać stąd do centrum. Wiesz może jak mogę to uczynić? – spytałam nieśmiało.
- Tutaj nie jeździ żaden autobus. – zaśmiał się. – Wszyscy posługują się samochodami. Skąd jesteś, jeśli mogę spytać?
- Z Polski, jestem tu od wczoraj.
- Hmm… to w Europie, prawda? – powiedział dumny z siebie.
- Tak. Gratuluje tak obszernej wiedzy. – zironizowałam.
- Tak się składa, że dużo podróżuję. Chcesz mogę Cię podwieźć do centrum. – jego uśmiech był obłędny.
- Nie skorzystam dzięki. Nawet Cię nie znam. – rzekłam i spojrzałam na psa, który akurat załatwiał swoją potrzebę na buty właściciela. – Hahahaha… Twój pupil chyba Cię nie lubi.
- GERONIMO! – krzyknął i zaczął gonić psa. Po chwili złapał do i przypiął mu do obroży smycz. – Niewychowane bydle. – burnął i spojrzał na mnie lekko zażenowany. 
-  Więc już wiesz, ze to jest Geronimo, ja jestem Ryan. – wyciągnął do mnie dłoń.
- Kasia. – chwyciłam ją i się uśmiechnęłam. – Miło Cię poznać.
- Ciebie również. Pewna jesteś, że nie chcesz podwózki? Sąsiedzka przysługa. Przysięgam, że nie jestem zboczeńcem, mordercą, gwałcicielem ani nic. Ja nawet muchy nie skrzywdzę!
- Dzięki, ale mimo wszystko nie skorzystam. – rzekłam.
- Nie to nie. – pokazał mi język. – Muszę Cię przeprosić, ale Ger olał moje buty i chciałbym je jakoś odratować. Lecę do domu. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
- Jasne, leć. – uśmiechnęłam się i pomachałam odchodzącemu mężczyźnie.
Przemiły był ten Ryan. Mam wrażenie jakbym go wcześniej gdzieś widziała. Wygląda na to, że dziś z mojej wycieczki nici. No trudno. Zastanawia mnie czemu tu nie mają autobusów? Takie wielkie miasto a tu nic nie dojeżdża? Nawet w mojej rodzinnej Bydgoszczy można wszędzie dojechał komunikacją miejską, nawet są połączenia poza miastowe. Ach, dziwne miasto. Do moich uszu doszedł dźwięk smsa.„Poniedziałek o 15:00 zapraszamy na rozmowę kwalifikacyjną. Adres: 643 North La Cienega Boulevard, West Hollywood. Proszę ubrać sukienkę oraz wysokie szpilki. Pozdrawiam.”SUKIENKĘ I SZPILKI? Okej, szpilki to nie problem, ale sukienkę? Nie noszę sukienek! Ostatnio miałam ubraną na studniówce, stosunkowo niedawno, ale wtedy musiałam się w nią wcisnąć. W sumie, co ja sobie myślałam? Kelnerka w klubie ma chodzić w jeansach? Brawo Kasia.  No nic, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Postanowiłam wrócić do domu i poszukać informacji o tym klubie.


Greystone. Oj! Pierwsze, co wyskoczyło: Rihanna imprezuje w Greystone. To musi być strasznie ekskluzywny klub. Jak zobaczyłam zdjęcia, oniemiałam. Tam jest niesamowicie, zupełnie inny niż te wszystkie polskie kluby. Zaczęłam wątpić, że dostanę tę pracę. Myślałam, ze będzie to zwykły klub, nic nadzwyczajnego a tu takie coś. No nic, spróbować mogę.Poszłam do kuchni i zaczęłam robić obiad. W szafce znalazłam makaron, w lodówce koncentrat pomidorowy i mięso mielone. W koszyku leżała cebula, więc zaczęłam robić „polskie spaghetti”. Niech ten Edmond ma jakiś pożytek ze mnie.Następnego dnia Edmond wziął mnie na małą wycieczkę. Pokazał mi gdzie mogę dobrze zjeść, wielkie centrum handlowe, miejsca, które są oblegane przez turystów i wiele innych atrakcji. Los Angeles to wielkie miasto, Ed pokazał mi małą część. Widząc kartki informujące o wolnych wakatach na wystawach sklepów nie mogłam przepuścić takich okazji i kilka CV złożyłam zapobiegawczo. Czułam, że rozmowa kwalifikacja w Greystone nie przejdzie pomyślnie.Cały weekend spędziłam z Francuzem Zdecydowanie zbliżyliśmy się do siebie, ale nadal nie czułam nic poza przyjaźnią, on był typem chłopaka, który dla mnie może być tylko przyjacielem. Nie jestem chyba w stanie go obdarzyć większym uczuciem.  Spędziliśmy miło czas, ale nic poza tym.
################

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz