niedziela, 10 lutego 2013

005 "Why do we fall in love so easy?"


Koło 4 rano byłam w domu. Nastawiłam budzik na 10 by na spokojnie przygotować się psychicznie i fizycznie na spotkanie w wytwórni. Szybko skorzystałam z łazienki i gdy tylko położyłam się w łóżku momentalnie zasnęłam. Nie byłam tak zmęczona od dawna.
Obudził mnie oczywiście budzik, sama bym nie wstała tak wcześnie biorąc pod uwagę godzinę, o której się położyłam spać. Chwilę poleżałam w łóżku i rozmyślałam o dzisiejszym dniu. Czułam się dobrze, ale wiem, że zmęczenie dopadnie mnie w późniejszych godzinach. Mam nadzieję, że szybko mi pójdzie to spotkanie w wytwórni. Nie byłabym sobą gdybym się nie stresowała. No nic, nastrajam się na najgorsze, żeby się później nie rozczarować. Po chwili usłyszałam dźwięk smsa.

Odebrano wiadomość od - Ryan Keomaka
„Będę dziś po Ciebie o 14:30. Jadę do studia, więc zabierzesz się ze mną. Nie ma żadnego ale, jedziesz ze mną. Bez odbioru. Sexy sexy sexy Ryan”

Uśmiechnęłam się pod nosem i odłożyłam komórkę z powrotem na szafkę nocną. Poszłam do szafy i poszukałam ubrań, które nadawałyby się na tę okoliczność. Wyciągnęłam białą koszulę z krótkim rękawem, czarne, wąskie spodnie, baleriny w tym samym kolorze i marynarkę z podwiniętymi rękawami. Po porannej toalecie, która zajęła mi niecałe 10 minut poszłam na śniadanie. Moich lokatorów nie było, więc nie musiałam się o nic martwić. Zrobiłam jajecznicę z pomidorami i szczypiorkiem, dwa tosty i wypiłam mocną kawkę na orzeźwienie. Po śniadaniu czułam się wspaniale i tak leniwie. Najchętniej położyłabym się na kanapie i oglądała telewizję tak jak miałam w zwyczaju weekendami w Polsce. Pozmywałam po sobie naczynia i wróciłam do pokoju. Mokre włosy pozostawiłam by naturalnie wyschły. Spojrzałam na swoje paznokcie i uznałam, że pora je przemalować. Ułożyłam się wygodnie na łóżku wcześniej włączając laptopa i komunikator by zobaczyć czy ktoś jest online. Nie było nikogo niestety, więc zalogowałam się na twittera i poszukałam Ryana. Przeglądnęłam jego wpisy, które zazwyczaj dotyczyły jedzenia i siłowni. Ostatni mnie zwalił z nóg, bo zawierał zdjęcie gdzie tańczyłam z Brunem, było to ujęcie podczas drugiego tańca, gdy Mars teatralnie przechylił mnie do tyłu. Podpis zdjęcia wywołał u mnie zakłopotanie „Gorilla dancing with my Little girl :D”. Zdjęcie było naprawdę urocze, bo widać na nim było uśmiech Hernandeza a nie moją przerażoną minę. Postanowiłam się tym za bardzo nie przejmować. Mam nadzieję, że Mars nie będzie na mnie albo na Ryana zły za to zdjęcie. Co jeśli sobie tego nie życzy? Widziałam pod spodem kilka komentarzy z pytaniami czy na zdjęciu jest niejaka Jessica Caban, inne fanki pytały czy to nowa dziewczyna Bruna. Ogólnie odbyła się tam mała debata, kim jest dziewczyna ze zdjęcia. Od razu zrobiłam w Internecie mały research dotyczący Marsa i dowiedziałam się kilku interesujących informacji. Ta Jessica to jego dziewczyna, a może już była. Pamiętam jak Ryan wspominał, że jego przyjaciel zerwał z dziewczyną, dlatego był dla mnie taki niemiły. Poza tym dowiedziałam się kilka faktów z jego życia i zobaczyłam nowy teledysk do jednej z najpiękniejszych piosenek, jakie kiedykolwiek słyszałam When I was your Man. Później jeszcze znalazłam filmik gdzie występował z tą piosenką na żywo, rozkleiłam się.
Miałam jeszcze sporo czasu, więc przeglądnęłam dokładnie tablicę na facebooku i znalazłam świetną piosenkę, która od razu wpadła mi w ucho, nie mogłam przestać nucić tej melodii. Spojrzałam na zegar. Była już 13:30. Ustawiłam dość duże lustro na parapecie przy oknie, dostawiłam sobie krzesełko i rozłożyłam obok kosmetyki. Oczy delikatnie podkreśliłam czarnym cieniem do powiek, wytuszowałam rzęsy i przeciągnęłam po ustach ulubionym błyszczykiem. Ubrałam się i podpięłam włosy wsuwkami tworząc niedbałego koka oraz założyłam długie złote kolczyki. Musiałam dodać sobie trochę elegancji. Nie byłabym sobą jakbym nie zmieniła zdania, co do ubioru w ostatniej chwili. Oglądnęłam się skrupulatnie w lustrze i stwierdziłam, że baleriny jakoś mi nie pasują. Wyjęłam z szafy moja czarne szpilki i przymierzyłam je. O! Od razu lepiej! Usłyszałam dźwięki dobiegające z torebki. Wyjęłam komórkę i zobaczyłam, że to Ryan do mnie dzwoni. Bez ociągania odebrałam.
- Już idę. – powiedziałam szybko nie czekając na znak z drugiej strony machinalnie się rozłączając. Wrzuciłam telefon z powrotem do torebki, wzięłam ją i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Na podjeździe nie było samochodu Ryana… Nie było żadnego samochodu. Telefon ponownie zaczął dzwonić. Podenerwowana odebrałam.
- Jaja sobie robisz? Gdzie jesteś? – warknęłam.
- Słuchaj Kasia, jest mały problem… - zaczął niepewnie.
- Nie wygłupiaj się, wyjedź zza tego zakrętu i nie rób sobie ze mnie żartów w tej chwili. Jestem wystarczająco zestresowana. – powiedziałam na jednym wdechu.
- Posłuchaj mnie proszę. Auto mi się zepsuło, nie chce ruszyć. – w tym momencie czułam, że aż mi się robi ciemno przed oczami, chciałam mu przerwać, ale kontynuował swój wywód. – Nie martw się, załatwiłem sprawę i będziesz na czas. Zaraz podjedzie po Ciebie Cadillac XTS, jasne? – rzekł lekko mnie uspakajając.
- Czy Ty myślisz do cholery, że ja wiem jak wygląda jakiś tam Cadillac? Możesz określić się jaśniej?
- Czarny, elegancki samochód, pasuje? – mówił spokojnym tonem.
- Tak. – westchnęłam. – Zdążę na czas? – zapytałam już spokojniej.
-Tak, obiecuję Ci i jeszcze raz przepraszam.
- To ja przepraszam, nie twoja wina.
- Moja. Zaraz dzwonie do mechanika i zobaczy, co się stało. Tymczasem życzę powodzenia Mała! – krzyknął wesoło.
- Dzięki. – odpowiedziałam i się rozłączyłam. Żadnego samochodu nie widziałam, więc postanowiłam przysiąść na schodku. Z nudów zaczęłam oglądać z każdej strony czółenka, które naprawdę nieźle się prezentowały na moich nogach. W pewnej chwili usłyszałam klakson. Na podjeździe stał czarny, błyszczący, elegancki samochód. Szyby miał przyciemnione tak, że nie widziałam, kto znajdował się za kierownicą. Nie wahając się obiegłam go i chwyciłam za klamkę od strony pasażera. Otworzyłam drzwi i zerknęłam do środka. Przywitała mnie uśmiechnięta buzia Marsa.
- Cześć, dziś będę twoim kierowcą! – rzekł dziarsko.
- Hej, dzięki, że się zgodziłeś. – powiedziałam speszona. Nie dość, że ten mężczyzna mnie onieśmielał, to jeszcze po tej imprezie nie potrafię mu spojrzeć w oczy. Jakbym zrobiła coś złego, ale nic takiego przecież się nie wydarzyło. Wspomnienie naszego tańca wywoływało rumieńce na mojej twarzy. Próbowałam się rozluźnić, na tyle na ile pozwalała jego obecność. Zapięłam pas i ruszyliśmy.
- I tak jadę do studia, było jakieś spięcie i szlak trafił wczoraj nagrany materiał. – oznajmił smutnym tonem.
- Dopiero o tej godzinie jedziesz? – jakby nie było zbliżała się piętnasta.
- No wczoraj trochę zabalowałem. – puścił mi oczko. – Zasnąłem, koło 6, bo chłopacy zostali i zrobiliśmy sobie jam session.
- Jam session po pijaku? – zaśmiałam się.
- Jasne! Takie są najlepsze.
- Nie chce mi się wierzyć.
- W takim razie następnym razem musisz zostać! A swoją drogą wczoraj powstał hit, naprawdę! Usłyszysz niedługo w radiu i wtedy przypomnę Ci moje słowa. – zamrugał brwami.
- Powiedzmy, że Ci wierzę. – spojrzałam na niego z figlarskim uśmiechem. Halo! Co się ze mną dzieje? Nie poznaje siebie. Odpowiedział mi podobnym gestem i włączył radio. Zagadywał mnie przez całą drogę, ciągle rozmawialiśmy o mało istotnych sprawach. Wypytywał mnie o fakty z życia, o rodzinę jakby go to interesowało. Wydaje mi się, że chciał oderwać moje myśli od stresującej rozmowy kwalifikacyjnej, co mu się skutecznie udawało. Zeszliśmy na temat muzyki, bo właśnie z głośników poleciała piosenka zespołu Neon Trees pod tytułem Animal, która ostatnio często gościła w moich słuchawkach.
- Kocham to! – uśmiechnęłam się, na co Bruno od razu skierował swoją dłoń w stronę pokrętła by podgłośnić utwór.
- Chyba nie znam. – rzekł skupiony.
- No, co Ty! - zaczęłam nucić pod nosem zwrotkę.
- Nie wstydź się. – powiedział wytykając język.
- Wcale się nie wstydzę. – odpowiedziałam zerkając, co się dzieje za oknem tym samym ukrywając moje zakłopotanie.
- Nie, wcale.
- No nie. – przekomarzaliśmy się tak, aż podjechaliśmy pod wytwórnię.
Teraz sobie przypomniałam, po co właściwie tu przyjechałam. Przede mną stał szeregowy, trzy piętrowy budynek. Wydawał się dość normalny.
- No, już pora. – powiedział Bruno. Ja stałam jak wmurowana. Nie mogłam ani nie chciałam ruszyć się z miejsca. – No dalej, Cass. Idziemy. – oznajmił i stanął przede mną.
- Nigdzie nie idę. – wyjąkałam przerażona.
- Cass, chyba chcesz tę robotę, co? – pytał śmiejąc się ze mnie.
- Chcę, ale nie chcę tam iść. Boję się. – rzekłam wpatrując się w budynek.
- Tam nie ma nic strasznego. Sami świetni ludzie tu pracują. – powiedział kładąc mi dłonie na ramionach. – Idziemy. – stwierdził i chwycił moją dłoń pociągając mnie delikatnie za sobą.
- Nie. – mówiłam ciągnąc go w drugą stronę.
- Bo Cię zaraz wezmę siłą!
- Nie. – powtarzałam jak w mantrze. Nagle poczułam jak mężczyzna się schyla i podnosi mnie do góry. – Dobra puść. – zmieniłam szybko zdanie.
- Jesteś pewna? – spytał patrząc na mnie uważnie. Spojrzałam w jego stronę. Nadal mnie trzymał na rękach, nasze twarze dzieliła niewielka odległość. Zaczęło się robić niezręcznie.
- Tak. – odpowiedziałam spuszczając wzrok. Chłopak postawił mnie na ziemi i zgodnie ruszyliśmy w stronę wejścia. „Będzie dobrze, będzie dobrze…” – powtarzałam w myślach. Przecież mnie tam nie zjedzą, najwyżej nie dostanę ten pracy. Z transu ocknęłam się dopiero przy niskiej ladzie gdzie siedziała młoda kobieta.
- Cześć, pewnie jesteś Kasia! Miło mi Cię poznać, rozmawiałam z Tobą przez telefon, mam na imię Jane i będę Twoją przełożoną. – trajkotała jak katarynka. Była zdecydowanie pozytywną osobą, na twarzy cały czas gościł u niej uśmiech. To czy był szczery czy nie, nie było mi oceniać.
- Mi również miło. – odpowiedziałam nieśmiale.
- Kasia się trochę stresuje. – dopowiedział Bruno. Spojrzałam na niego zabójczym spojrzeniem, na co podniósł ręce do góry w geście niewinności. – Ja już spływam. – dodał i pobiegł w przeciwną stronę.
- Chodź, oprowadzę Cię. Posada jest już Twoja. – puściła mi oczko, które miało mnie podnieść na duchu i to właśnie zrobiło. – Może zacznę od przedstawienia swojej osoby. Mam 25 lat i zajmuję się tu organizacją i finansami. Wszystko jest na mojej głowie. – i mówiła tak dalej. Szczerze? Wpadało mi to jednym uchem a drugim wylatywało. Rozglądałam się po pokazywanych przez nią pomieszczeniach. Oprowadzała mnie po parterze i pierwszym piętrze. Oprócz miliona biurek, pokojów, sal konferencyjnych i gabinetów jakiś szych, znajdowała się też stołówka, która raczej wyglądała jak przytulna knajpka. Zauważyłam też, że pracowali tu w większości mężczyźni, co jak najbardziej mi pasowało. Z chłopakami łatwiej się dogadać i nie ma tak dużych spięć, a jak jest mała grupka kobiet to wszystkie trzymają się razem. Przekonałam się o tym w szkole średniej.
- Słuchaj, jeśli chciałabyś się dokształcać, firma Cię wesprze. Także jakbyś miała chęć pojść na studia, lub znajdziesz jakiś kurs, to daj mi znać, a ja pogadam z szefem. Sama też szukam różnych kierunków rozwoju, więc jak coś znajdę i się zgodzisz to po godzinach pracy bądź w weekendy będziesz chodziła na dodatkowe zajęcia. Nic na siłę oczywiście. Są to płatne godziny. – wyjaśniła.
- Jasne, ale na razie chcę się skupić na pracy. Mam kilka problemów na głowie, z którymi pierw muszę się uporać, żeby ruszyć do przodu. – odpowiedziałam.
- Może pogadamy o tym przy kawie? Pani Williams jest świetną baristką. – powiedziała pokazując na starszą panią przy ladzie, gdyż znajdowaliśmy się w stołówce.
- Nie chcę nikogo obarczać moimi problemami.
- Daj spokój, nie ma problemu. Wiem, ze początki zawsze są trudne. Wypijamy kawkę a później dam Ci grafik na ten tydzień próbny, choć wierzę, że zostaniesz na stałe. Po oczach mogę to stwierdzić. Poza tym, jeśli chciałabyś dorobić mogę dawać ci małe zlecenia do domu, jeśli masz dostęp do komputera. – mówiła jak natchniona. Co ona wolontariat jakiś prowadzi? Czy to sen?
- To może pójdźmy jednak na tą kawę. – powiedziałam z uśmiechem. Tyle dobrego mnie tu spotyka!

Usiadłyśmy przy małym stoliku przy oknie wcześniej zamawiając dwa razy cafe latte. Opowiedziałam po krótce Jane o problemach z mieszkaniem. Powiedziała, że mają mieszkania pracownicze całkiem niedaleko, ale niestety nie ma teraz nic wolnego. Zapewniła mnie też, że popyta, rozglądnie się i pomoże mi w sprawach papierkowych. Rozmawiałyśmy tak chyba z dwie godziny. Co rusz pojawiał się jakiś nowy temat do obgadania. W końcu znalazłam tu jakąś normalną kobietę, z którą mogę pogadać o wszystkim. Po chwili do stołówki wpadła banda facetów. Niektóre twarze rozpoznałam, był tam między innymi Bruno i Philip. Wszyscy ruszyli w stronę kobiety, która z szerokim uśmiechem ruszyła na zaplecze. Po chwili wróciła z wózkiem zastawionym jedzeniem. Usiedli przy stoliku i zaczęli pałaszować. Mars mnie zauważył i energicznie pomachał ręką. W odpowiedzi się uśmiechnęłam. Zrobił pytającą miną a ja mu pokazałam kciuk w górę.
- Ooo… coś się święci? – spytała Jane. – Pan Gwiazda ma iskierki w oczach jak na Ciebie patrzy. Ciągle Cię obserwuje. – nie wiedziałam, o co jej chodzi i chciałam znów spojrzeć w stronę mężczyzny. – Nie patrz! Skapnie się.
- Znasz go dobrze? – zapytałam z nadzieją, że powie mi coś o jego osobie.
- Nie, widzę go tylko jak idzie do studia. Jest strasznie skupiony na muzyce. Wchodzi i od razu leci na górę, nie mam z nim bezpośredniego kontaktu, ale jak już się z nim minę to zawsze się przywita. Ma coś w sobie, co nie? – powiedziała.
- Ma. – westchnęłam.
- Oj, uważaj. Trochę z niego kobieciarz, ale jak już ma dziewczynę to jest zaangażowany na maksa. Jessica tu z nim swego czasu przychodziła, nie odstępował jej na krok. Była straszną zazdrośnicą, więc karciła go za każdy uśmiech, który nie był skierowany do niej. Ach i o kolegów nawet była zazdrosna. To było chore. Afery czasami na holu robiła. – rozjaśniła mi sytuację. Nie ma to jak plotki w miejscu pracy. – Muszę wracać do pracy, chociaż tak miło mi się tu z Tobą siedzi. – zmieniła nagle temat patrząc na zegarek. – Oh, szybko zleciało. Za godzinę mam koniec. Chodź po grafik. Ach! Pokaże Ci jeszcze twój kącik. – wstałyśmy z miejsca. – Ależ on Cię obserwuje. – zaśmiałam się tylko i ruszyłam zaraz za Jane.
Wróciłyśmy z powrotem do jej biurka gdzie wydrukowała mi plan po czym zaprowadziła mnie kilkanaście metrów dalej gdzie znajdował się rząd biurek. Pokazała, które jest moje i przedstawiła współpracownikom.
- Dobra, na dziś koniec. Widzimy się w poniedziałek!

Wyszłam z budynku, była już prawie osiemnasta. Spojrzałam na komórkę, miałam jedno nieodebrane połączenie od Ryana. Wybrałam jego numer i przysiadłam sobie na ławce, która znajdowała się kilka kroków dalej. Powiedział mi, że akumulator mu padł, ale już jest w porządku. Opowiedziałam mu o pracy, byłam strasznie podekscytowana i modliłam się by mnie tam przyjęli. To mój najlepszy dzień od czasu przyjazdu. Keomaka chciał po mnie przyjechać, ale stwierdziłam, że spacer na przystanek i jazda autobusem ze słuchawkami w uszach dobrze mi zrobi. Poza tym byłam tak zmęczona, że nie miałam na nic już siły. Marzyłam tylko  o miejscu siedzącym w autobusie. Szpilki to jednak chyba nie był najlepszy pomysł, mogłam wziąć do torebki baleriny na wszelki wypadek. Powoli wstałam z miejsca i zaczęłam rozglądać się za jakimś znakiem informacyjnym, co do komunikacji miejskiej.
- Szukasz mnie? – usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.
- Raczej nie jesteś wysokim słupem informacyjnym. – odpowiedziałam odwracając się w jego stronę.
- Niby nie, ale myślę, że jestem bardziej interesujący i do tego przystojny. – zamrugał brwiami.
- Hmmm… polemizowałabym. – rzekłam z uśmiechem. Czy ja flirtuję?
- Jadę do domu, podwieźć Cię gdzieś? – zmienił temat podrzucając kluczki od samochodu w dłoni.
- Możesz mi powiedzieć tylko gdzie tu jest przystanek autobusowy? – poprosiłam.
- Ojj, w tych szpilkach to Ty tam chyba nie zajdziesz, kochana. – mówił patrząc na moje buty.
- Pf, oczywiście, że dam radę.
- Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Jedźmy do mnie. – odpowiedział wpatrując się we mnie.
- Słucham? – spytałam wytrzeszczając oczy.
- Ale masz minę! – zaśmiał się. – Chodziło mi o to, żebyśmy trochę pogadali, napili się wina a później Cię odwiozę.
- Chcesz prowadzić po alkoholu?
- No to wypijemy kawę.
- Dzięki Bruno, ale jestem padnięta. Marzę o ciepłym łóżeczku.
- To też Ci mogę zapewnić. – zrobił kokieterską minę.
- To ja może pójdę już na ten przystanek. – odparłam zrezygnowana.
- Nie ma mowy, jesteś zmęczona, jeszcze zemdlejesz gdzieś po drodze. – mówił ciągnąc mnie za ramię w stronę parkingu.
- Jak będziesz mnie tak ciągnął to się zaraz przewrócę.
- To zdejmuj te szczudła. – zatrzymał się wskazując na moje stopy.
- Na boso mam chodzić?
- A co, chcesz zamienić się ze mną butami?
- Nie.
- To zdejmuj. – tak jak powiedział tak zrobiłam. Poczułam ogromną ulgę stawając stopami na ciepłej płycie chodnikowej. Mars wziął ode mnie szpliki, chwycił je za obcasy i niósł w jednej ręce a drugą złapał moją i pociągnął mnie w stronę samochodu. Zmęczenie po imprezie dało mi właśnie znać, rano czułam się wyśmienicie, ale teraz to uczucie dopadło mnie z podwójną siłą. Wsiedliśmy, rzucił buty na tylne siedzenie i ruszył. Byłam tak zmęczona, że po chwili odpłynęłam.

Obudziłam się w dziwnym miejscu. Co się stało? Porwana zostałam? Nie raczej nie. W tym przypadku trzymaliby mnie w ciemnym lochu a tu jasność pomieszczenia przypominała mi niebo. W takim razie chyba umarłam. Wiedziałam, że pójdę do nieba! Mimo ściągania na sprawdzianach, byłam dobrym człowiekiem. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos anioła.
- Obudziłaś się już? – wyszeptał.
- Czyli to nie niebo? – odparłam zasmucona.
- Niebo?
- Myślałam, że umarłam i wzięli mnie do nieba. To by było piękne. – rozmarzyłam się. – Wracając do rzeczywistości, mniemam, że zasnęłam i mnie tu przyniosłeś.
- Zgadza się Sherlocku. – potwierdził stawiając przede mną kubek z napojem.
- Mogłeś mnie obudzić i zawieźć na ten cholerny przystanek. Długo spałam?
- Z trzy godziny. Jest przed dwudziestą pierwszą. – odpowiedział siadając w fotelu obok. – Nie chciałem Cię budzić. Sporo emocji dziś dostarczyła Ci ta rozmowa, no i jeszcze ta wczorajsza impreza.
- Daj spokój, mogłeś mnie normalnie odstawić na przystanek lub do domu. – byłam nieco zakłopotana.
- Przestań w tej chwili. Zrobiłem to, co uważałem za słuszne, zresztą zapraszałem Cię tutaj, nie zgodziłaś się to wykorzystałem sytuację. – wyszczerzył się.
- Brunoooo… - przeciągnęłam ostatnią samogłoskę patrząc na niego z przechyloną głową.
- Kasiaaaaa… - zrobił ta samo i z uśmiechami wpatrywaliśmy się w siebie. Nie było mi niezręcznie. Byłam wpatrzona w niego jak w obrazek, był taki piękny. Nie wiem czy wypada mówić o mężczyźnie, jako o pięknym, ale właśnie tak to odczuwałam. Był tak cholernie uroczy.
- Będziemy się tak patrzeć? – spytałam roześmiana.
- Mi tam pasuje. – mówił nie zmieniając pozycji.
- Wydaje mi się, że powinnam się zwijać.
- Nieeeee. – powiedział ze smutną minką.
- Muszę.
- Nie musisz. A ja tak ładnie proszę…
- Już późno przecież.
- Zostań tu na noc. Mam kilka wolnych sypialni. Nie chce zostawać sam i myśleć, co by było gdyby. – rzekł smutno. No i jak ja mogłam mu odmówić? Momentalnie zrobił się taki smutny.
- Nie smutaj. Bo aż mi się przykro robi. – powiedziałam bez wahania.
- W takim razie zostań ze mną, pooglądamy filmy, pogadamy sobie, wypijemy coś i będzie fajnie. – mówił podchodząc do mnie z dłońmi złożonymi jak do modlitwy. Spojrzałam w górę na jego twarz, stał tuż przy mnie.
- Okej. – odpowiedziałam zrezygnowana.
- W takim razie idę po jakieś żarcie. – klasnął radośnie w dłonie i w podskokach pobiegł do kuchni. Usiadłam bokiem i oparłam głowę o oparcie kanapy. Była taka wygodna… - Winko? – usłyszałam.
- Nie przepadam, ale może być.
- Jest świetne, obiecuję!
- Czy Ty kiedykolwiek przestajesz się uśmiechać? – zapytałam, choć było to raczej pytanie retoryczne.
- Nie. Staram się jak mogę. Co oglądamy? – spytał przeglądając płyty.
- Cokolwiek. – spojrzał na mnie z pytającym wzrokiem.
- Lubisz stare filmy? – kontynuował wywiad.
- Tak.
- Romansidła?
- Kocham.
- Więc Bodyguard! – rzekł radośnie.
- Strzał w dziesiątkę! Ale licz się z tym, że się rozkleję.
- Daj spokój, to głupie romansidło. Zapychacz czasu. – odparł siadając obok mnie.
- Chyba sobie żartujesz. To wzruszający film!
- Wzruszający to, co najwyżej jest wokal Whitney. – zerknął na mnie by po chwili skupić się na pilocie od odtwarzacza.
- Nie wiesz, co mówisz! Ja ryczałam nawet dziś rano jak oglądałam twój występ w The Voice!
- Naprawdę?
- Tak, głupku. Umiesz budować nastrój jak nikt inny.
- Miło mi. – uśmiechnął się ukazując rząd prostych zębów.
- Skoczę do łazienki jeszcze, ok? Wyglądam pewnie strasznie. Rozmazałam się? – spytałam Marsa. Przypatrywał mi się przez chwilę wyszczerzony.
- Nie. Wyglądasz pięknie. – powiedział poważnie aż na te słowa zarumieniłam się i uciekłam do łazienki. Gdy spojrzałam w lustro doznałam lekkiego szoku. Maskara odbiła mi się na dolnej powiece a kreski, które miałam perfekcyjnie wykonane rozmazały mi się. Szybko poprawiłam żeby wyglądało to przyzwoicie i wróciłam do mężczyzny. Zajadał się popcornem. Na jego głowie nie znajdował się już kapelusz a zamiast koszuli w kratę miał tylko podkoszulek.
- Wyglądałam jak panda. Gdzie jest moja torebka?
- Nieprawda. A torebka leży tutaj. – wskazał na fotel. Wzięłam ją do rąk i poszukałam telefonu. Miałam jedno połączenie nieodebrane od mamy, ale nie chciałam teraz oddzwaniać, gdyż w Polsce było koło 6, a nie wiem jak pracuje w tym tygodniu.
- Francuz dzwonił? – zaszydził Mars.
- Nie, Edmonda nie bardzo interesuje, co porabiam póki ma Britney. – wytknęłam język w jego stronę.
- Głupek. – skwitował.
- Oglądamy czy nie? – spytałam siadając na tym samym, co wcześniej miejscu.
- Oczywiście, że oglądamy! – rzekł udając podekscytowanego.
Chwilę oglądaliśmy w ciszy, później Brunowi się nudziło i zaczął mi przeszkadzać. Zaczął od szturchania mnie w ramię. Nie zwracałam na to uwagi. Później zaczął mnie podszczypywać. Odsuwałam się od niego, ale kanapa nie była najdłuższą, więc po chwili już nie miałam gdzie uciec.
- Sam chciałeś oglądać film, a teraz mi przeszkadzasz. – odezwałam się w końcu oburzona.
- Oj, bo jednak to nie był najlepszy wybór. Nudzi mi się. – przysunął się do mnie i kontynuował swoje zabawy.
- Bruno, przestań! – mówiłam ze śmiechem jak zaczął mnie łaskotać tak, że aż się położyłam. – Nie lubię Cię!
- Nie? Ani tyci tyci? – spytał opierając się na rękach po moich dwóch stronach.
- Nie. Ani trochę.
- Oj to teraz poznasz gniew Seksownego Smoka.
- Przepraszam, kogo? – wyśmiałam go.
- Nabijasz się ze mnie? – mówił będąc już tuż nade mną, coraz bardziej osuwałam się na kanapie tak, że teraz on praktycznie na mnie leżał.
- Ja? A gdzie tam. To, co z tym Seksownym Smokiem? – zapytałam z uśmiechem. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, zupełnie innym niż te poprzednie. Był taki poważny w tej chwili. Zaczął powoli się do mnie zbliżać. Gdy był tuż przy moich ustach, gdy odwróciłam głowę w stronę telewizora tak że nasze usta się tylko o siebie delikatnie otarły, co wywołało u mnie przyjemny dreszczyk. Przycisnął swoje rozgrzane usta do mojego policzka. Poczułam, że się uśmiecha. Uśmiechnęłam się kokieteryjnie, gdy się odchylił. Ten facet wyzwala u mnie jakieś dziwne emocje. „Oj nie kochany, ze mną nie ma łatwo” – pomyślałam. Doszło do mnie teraz, że przecież on jakiś czas temu zerwał z ukochaną… Mam być nagrodą pocieszenia? Osobą dzięki, której nie będzie o niej myślał? Nie ma mowy.
Odsunęłam go od siebie z niechęcią i wstałam z miejsca. Podeszłam do przeszklonych ścian i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Natrętne myśli męczyły mój rozum. W sumie ja bym miała z tej relacji ogromną przyjemność i on przy okazji by zapomniał o swojej ex, ale nie jestem z kamienia i wiem, że prędzej czy później zraniłabym siebie tak postępując. Za bardzo bym się w to wkręciła a tego nie chcę! Piękne chwile nie są warte takiego cierpienia.

2 komentarze:

  1. dobre dobre ^^ życzę dalszych świetnych pomysłów na rozwinięcie akcji i czekam na na efekty ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaaaaaa ! Tyle emocji ! podekscytowanie, śmiech, wzruszenia....... wielkie ŁAŁ !!!!!!! czytałam przed tym blogiem 3 o Brunie i żaden z nich nie może się równać z Twoim !!!!!!!! Każdy rozdział jest długi, jest sporo opisów i dialogów, wszystko rozgrywa się w swoim tępie (chociaż teraz wszystko zeszło na 2 plan, odkąd pojawił się Bruno :D ale o to chodziło :) ) Dzięki niemu i twojemu talentowi pisarskiemu, przenoszę się w to opowiadanie i jest niesamowicie ! dzięki !! :*** Masz wierną czytelniczkę :D Będę czytała ten blog do końca :) Pozdrawiam, Agata :))

    OdpowiedzUsuń