Koło 4 rano byłam w domu. Nastawiłam
budzik na 10 by na spokojnie przygotować się psychicznie i fizycznie na
spotkanie w wytwórni. Szybko skorzystałam z łazienki i gdy tylko położyłam się
w łóżku momentalnie zasnęłam. Nie byłam tak zmęczona od dawna.
Obudził mnie oczywiście
budzik, sama bym nie wstała tak wcześnie biorąc pod uwagę godzinę, o której się
położyłam spać. Chwilę poleżałam w łóżku i rozmyślałam o dzisiejszym dniu.
Czułam się dobrze, ale wiem, że zmęczenie dopadnie mnie w późniejszych
godzinach. Mam nadzieję, że szybko mi pójdzie to spotkanie w wytwórni. Nie
byłabym sobą gdybym się nie stresowała. No nic, nastrajam się na najgorsze, żeby
się później nie rozczarować. Po chwili usłyszałam dźwięk smsa.
Odebrano wiadomość od - Ryan Keomaka
„Będę dziś po Ciebie o 14:30. Jadę do studia,
więc zabierzesz się ze mną. Nie ma żadnego ale, jedziesz ze mną. Bez odbioru.
Sexy sexy sexy Ryan”
Uśmiechnęłam się pod nosem
i odłożyłam komórkę z powrotem na szafkę nocną. Poszłam do szafy i poszukałam
ubrań, które nadawałyby się na tę okoliczność. Wyciągnęłam białą koszulę z
krótkim rękawem, czarne, wąskie spodnie, baleriny w tym samym kolorze i marynarkę
z podwiniętymi rękawami. Po porannej toalecie, która zajęła mi niecałe 10 minut
poszłam na śniadanie. Moich lokatorów nie było, więc nie musiałam się o nic
martwić. Zrobiłam jajecznicę z pomidorami i szczypiorkiem, dwa tosty i wypiłam
mocną kawkę na orzeźwienie. Po śniadaniu czułam się wspaniale i tak leniwie.
Najchętniej położyłabym się na kanapie i oglądała telewizję tak jak miałam w
zwyczaju weekendami w Polsce. Pozmywałam po sobie naczynia i wróciłam do
pokoju. Mokre włosy pozostawiłam by naturalnie wyschły. Spojrzałam na swoje
paznokcie i uznałam, że pora je przemalować. Ułożyłam się wygodnie na łóżku
wcześniej włączając laptopa i komunikator by zobaczyć czy ktoś jest online. Nie
było nikogo niestety, więc zalogowałam się na twittera i poszukałam Ryana. Przeglądnęłam
jego wpisy, które zazwyczaj dotyczyły jedzenia i siłowni. Ostatni mnie zwalił z
nóg, bo zawierał zdjęcie gdzie tańczyłam z Brunem, było to ujęcie podczas
drugiego tańca, gdy Mars teatralnie przechylił mnie do tyłu. Podpis zdjęcia
wywołał u mnie zakłopotanie „Gorilla dancing
with my Little girl :D”. Zdjęcie było naprawdę urocze, bo widać na nim było
uśmiech Hernandeza a nie moją przerażoną minę. Postanowiłam się tym za bardzo
nie przejmować. Mam nadzieję, że Mars nie będzie na mnie albo na Ryana zły za
to zdjęcie. Co jeśli sobie tego nie życzy? Widziałam pod spodem kilka komentarzy
z pytaniami czy na zdjęciu jest niejaka Jessica Caban, inne fanki pytały czy to
nowa dziewczyna Bruna. Ogólnie odbyła się tam mała debata, kim jest dziewczyna
ze zdjęcia. Od razu zrobiłam w Internecie mały research dotyczący Marsa i
dowiedziałam się kilku interesujących informacji. Ta Jessica to jego
dziewczyna, a może już była. Pamiętam jak Ryan wspominał, że jego przyjaciel
zerwał z dziewczyną, dlatego był dla mnie taki niemiły. Poza tym dowiedziałam
się kilka faktów z jego życia i zobaczyłam nowy teledysk do jednej z
najpiękniejszych piosenek, jakie kiedykolwiek słyszałam When I was your Man.
Później jeszcze znalazłam filmik gdzie występował z tą piosenką na żywo, rozkleiłam
się.
Miałam jeszcze sporo czasu,
więc przeglądnęłam dokładnie tablicę na facebooku i znalazłam świetną piosenkę,
która od razu wpadła mi w ucho, nie mogłam przestać nucić tej melodii.
Spojrzałam na zegar. Była już 13:30. Ustawiłam dość duże lustro na parapecie
przy oknie, dostawiłam sobie krzesełko i rozłożyłam obok kosmetyki. Oczy
delikatnie podkreśliłam czarnym cieniem do powiek, wytuszowałam rzęsy i
przeciągnęłam po ustach ulubionym błyszczykiem. Ubrałam się i podpięłam włosy
wsuwkami tworząc niedbałego koka oraz założyłam długie złote kolczyki. Musiałam
dodać sobie trochę elegancji. Nie byłabym sobą jakbym nie zmieniła zdania, co
do ubioru w ostatniej chwili. Oglądnęłam się skrupulatnie w lustrze i
stwierdziłam, że baleriny jakoś mi nie pasują. Wyjęłam z szafy moja czarne
szpilki i przymierzyłam je. O! Od razu lepiej! Usłyszałam dźwięki dobiegające z
torebki. Wyjęłam komórkę i zobaczyłam, że to Ryan do mnie dzwoni. Bez ociągania
odebrałam.
- Już idę. – powiedziałam szybko
nie czekając na znak z drugiej strony machinalnie się rozłączając. Wrzuciłam
telefon z powrotem do torebki, wzięłam ją i wyszłam z domu zamykając drzwi na
klucz. Na podjeździe nie było samochodu Ryana… Nie było żadnego samochodu.
Telefon ponownie zaczął dzwonić. Podenerwowana odebrałam.
- Jaja sobie robisz? Gdzie
jesteś? – warknęłam.
- Słuchaj Kasia, jest mały
problem… - zaczął niepewnie.
- Nie wygłupiaj się, wyjedź
zza tego zakrętu i nie rób sobie ze mnie żartów w tej chwili. Jestem
wystarczająco zestresowana. – powiedziałam na jednym wdechu.
- Posłuchaj mnie proszę.
Auto mi się zepsuło, nie chce ruszyć. – w tym momencie czułam, że aż mi się
robi ciemno przed oczami, chciałam mu przerwać, ale kontynuował swój wywód. –
Nie martw się, załatwiłem sprawę i będziesz na czas. Zaraz podjedzie po Ciebie
Cadillac XTS, jasne? – rzekł lekko mnie uspakajając.
- Czy Ty myślisz do
cholery, że ja wiem jak wygląda jakiś tam Cadillac? Możesz określić się
jaśniej?
- Czarny, elegancki
samochód, pasuje? – mówił spokojnym tonem.
- Tak. – westchnęłam. –
Zdążę na czas? – zapytałam już spokojniej.
-Tak, obiecuję Ci i jeszcze
raz przepraszam.
- To ja przepraszam, nie
twoja wina.
- Moja. Zaraz dzwonie do
mechanika i zobaczy, co się stało. Tymczasem życzę powodzenia Mała! – krzyknął
wesoło.
- Dzięki. – odpowiedziałam
i się rozłączyłam. Żadnego samochodu nie widziałam, więc postanowiłam przysiąść
na schodku. Z nudów zaczęłam oglądać z każdej strony czółenka, które naprawdę
nieźle się prezentowały na moich nogach. W pewnej chwili usłyszałam klakson. Na
podjeździe stał czarny, błyszczący, elegancki samochód. Szyby miał
przyciemnione tak, że nie widziałam, kto znajdował się za kierownicą. Nie
wahając się obiegłam go i chwyciłam za klamkę od strony pasażera. Otworzyłam
drzwi i zerknęłam do środka. Przywitała mnie uśmiechnięta buzia Marsa.
- Cześć, dziś będę twoim
kierowcą! – rzekł dziarsko.
- Hej, dzięki, że się
zgodziłeś. – powiedziałam speszona. Nie dość, że ten mężczyzna mnie
onieśmielał, to jeszcze po tej imprezie nie potrafię mu spojrzeć w oczy. Jakbym
zrobiła coś złego, ale nic takiego przecież się nie wydarzyło. Wspomnienie
naszego tańca wywoływało rumieńce na mojej twarzy. Próbowałam się rozluźnić, na
tyle na ile pozwalała jego obecność. Zapięłam pas i ruszyliśmy.
- I tak jadę do studia,
było jakieś spięcie i szlak trafił wczoraj nagrany materiał. – oznajmił smutnym
tonem.
- Dopiero o tej godzinie
jedziesz? – jakby nie było zbliżała się piętnasta.
- No wczoraj trochę
zabalowałem. – puścił mi oczko. – Zasnąłem, koło 6, bo chłopacy zostali i
zrobiliśmy sobie jam session.
- Jam session po pijaku? –
zaśmiałam się.
- Jasne! Takie są
najlepsze.
- Nie chce mi się wierzyć.
- W takim razie następnym
razem musisz zostać! A swoją drogą wczoraj powstał hit, naprawdę! Usłyszysz
niedługo w radiu i wtedy przypomnę Ci moje słowa. – zamrugał brwami.
- Powiedzmy, że Ci wierzę.
– spojrzałam na niego z figlarskim uśmiechem. Halo! Co się ze mną dzieje? Nie
poznaje siebie. Odpowiedział mi podobnym gestem i włączył radio. Zagadywał mnie
przez całą drogę, ciągle rozmawialiśmy o mało istotnych sprawach. Wypytywał
mnie o fakty z życia, o rodzinę jakby go to interesowało. Wydaje mi się, że
chciał oderwać moje myśli od stresującej rozmowy kwalifikacyjnej, co mu się
skutecznie udawało. Zeszliśmy na temat muzyki, bo właśnie z głośników poleciała
piosenka zespołu Neon Trees pod tytułem Animal, która ostatnio często gościła w
moich słuchawkach.
- Kocham to! – uśmiechnęłam
się, na co Bruno od razu skierował swoją dłoń w stronę pokrętła by podgłośnić
utwór.
- Chyba nie znam. – rzekł
skupiony.
- No, co Ty! - zaczęłam
nucić pod nosem zwrotkę.
- Nie wstydź się. –
powiedział wytykając język.
- Wcale się nie wstydzę. –
odpowiedziałam zerkając, co się dzieje za oknem tym samym ukrywając moje
zakłopotanie.
- Nie, wcale.
- No nie. –
przekomarzaliśmy się tak, aż podjechaliśmy pod wytwórnię.
Teraz sobie przypomniałam,
po co właściwie tu przyjechałam. Przede mną stał szeregowy, trzy piętrowy
budynek. Wydawał się dość normalny.
- No, już pora. –
powiedział Bruno. Ja stałam jak wmurowana. Nie mogłam ani nie chciałam ruszyć
się z miejsca. – No dalej, Cass. Idziemy. – oznajmił i stanął przede mną.
- Nigdzie nie idę. – wyjąkałam
przerażona.
- Cass, chyba chcesz tę
robotę, co? – pytał śmiejąc się ze mnie.
- Chcę, ale nie chcę tam
iść. Boję się. – rzekłam wpatrując się w budynek.
- Tam nie ma nic
strasznego. Sami świetni ludzie tu pracują. – powiedział kładąc mi dłonie na
ramionach. – Idziemy. – stwierdził i chwycił moją dłoń pociągając mnie
delikatnie za sobą.
- Nie. – mówiłam ciągnąc go
w drugą stronę.
- Bo Cię zaraz wezmę siłą!
- Nie. – powtarzałam jak w
mantrze. Nagle poczułam jak mężczyzna się schyla i podnosi mnie do góry. –
Dobra puść. – zmieniłam szybko zdanie.
- Jesteś pewna? – spytał
patrząc na mnie uważnie. Spojrzałam w jego stronę. Nadal mnie trzymał na
rękach, nasze twarze dzieliła niewielka odległość. Zaczęło się robić
niezręcznie.
- Tak. – odpowiedziałam
spuszczając wzrok. Chłopak postawił mnie na ziemi i zgodnie ruszyliśmy w stronę
wejścia. „Będzie dobrze, będzie dobrze…” – powtarzałam w myślach. Przecież mnie
tam nie zjedzą, najwyżej nie dostanę ten pracy. Z transu ocknęłam się dopiero
przy niskiej ladzie gdzie siedziała młoda kobieta.
- Cześć, pewnie jesteś
Kasia! Miło mi Cię poznać, rozmawiałam z Tobą przez telefon, mam na imię Jane i
będę Twoją przełożoną. – trajkotała jak katarynka. Była zdecydowanie pozytywną
osobą, na twarzy cały czas gościł u niej uśmiech. To czy był szczery czy nie,
nie było mi oceniać.
- Mi również miło. –
odpowiedziałam nieśmiale.
- Kasia się trochę
stresuje. – dopowiedział Bruno. Spojrzałam na niego zabójczym spojrzeniem, na
co podniósł ręce do góry w geście niewinności. – Ja już spływam. – dodał i pobiegł
w przeciwną stronę.
- Chodź, oprowadzę Cię.
Posada jest już Twoja. – puściła mi oczko, które miało mnie podnieść na duchu i
to właśnie zrobiło. – Może zacznę od przedstawienia swojej osoby. Mam 25 lat i
zajmuję się tu organizacją i finansami. Wszystko jest na mojej głowie. – i
mówiła tak dalej. Szczerze? Wpadało mi to jednym uchem a drugim wylatywało.
Rozglądałam się po pokazywanych przez nią pomieszczeniach. Oprowadzała mnie po
parterze i pierwszym piętrze. Oprócz miliona biurek, pokojów, sal
konferencyjnych i gabinetów jakiś szych, znajdowała się też stołówka, która
raczej wyglądała jak przytulna knajpka. Zauważyłam też, że pracowali tu w
większości mężczyźni, co jak najbardziej mi pasowało. Z chłopakami łatwiej się
dogadać i nie ma tak dużych spięć, a jak jest mała grupka kobiet to wszystkie
trzymają się razem. Przekonałam się o tym w szkole średniej.
- Słuchaj, jeśli chciałabyś
się dokształcać, firma Cię wesprze. Także jakbyś miała chęć pojść na studia,
lub znajdziesz jakiś kurs, to daj mi znać, a ja pogadam z szefem. Sama też
szukam różnych kierunków rozwoju, więc jak coś znajdę i się zgodzisz to po
godzinach pracy bądź w weekendy będziesz chodziła na dodatkowe zajęcia. Nic na
siłę oczywiście. Są to płatne godziny. – wyjaśniła.
- Jasne, ale na razie chcę
się skupić na pracy. Mam kilka problemów na głowie, z którymi pierw muszę się
uporać, żeby ruszyć do przodu. – odpowiedziałam.
- Może pogadamy o tym przy
kawie? Pani Williams jest świetną baristką. – powiedziała pokazując na starszą
panią przy ladzie, gdyż znajdowaliśmy się w stołówce.
- Nie chcę nikogo obarczać
moimi problemami.
- Daj spokój, nie ma
problemu. Wiem, ze początki zawsze są trudne. Wypijamy kawkę a później dam Ci
grafik na ten tydzień próbny, choć wierzę, że zostaniesz na stałe. Po oczach
mogę to stwierdzić. Poza tym, jeśli chciałabyś dorobić mogę dawać ci małe
zlecenia do domu, jeśli masz dostęp do komputera. – mówiła jak natchniona. Co
ona wolontariat jakiś prowadzi? Czy to sen?
- To może pójdźmy jednak na
tą kawę. – powiedziałam z uśmiechem. Tyle dobrego mnie tu spotyka!
Usiadłyśmy przy małym
stoliku przy oknie wcześniej zamawiając dwa razy cafe latte. Opowiedziałam po krótce
Jane o problemach z mieszkaniem. Powiedziała, że mają mieszkania pracownicze
całkiem niedaleko, ale niestety nie ma teraz nic wolnego. Zapewniła mnie też,
że popyta, rozglądnie się i pomoże mi w sprawach papierkowych. Rozmawiałyśmy
tak chyba z dwie godziny. Co rusz pojawiał się jakiś nowy temat do obgadania. W
końcu znalazłam tu jakąś normalną kobietę, z którą mogę pogadać o wszystkim. Po
chwili do stołówki wpadła banda facetów. Niektóre twarze rozpoznałam, był tam
między innymi Bruno i Philip. Wszyscy ruszyli w stronę kobiety, która z
szerokim uśmiechem ruszyła na zaplecze. Po chwili wróciła z wózkiem zastawionym
jedzeniem. Usiedli przy stoliku i zaczęli pałaszować. Mars mnie zauważył i
energicznie pomachał ręką. W odpowiedzi się uśmiechnęłam. Zrobił pytającą miną
a ja mu pokazałam kciuk w górę.
- Ooo… coś się święci? –
spytała Jane. – Pan Gwiazda ma iskierki w oczach jak na Ciebie patrzy. Ciągle
Cię obserwuje. – nie wiedziałam, o co jej chodzi i chciałam znów spojrzeć w
stronę mężczyzny. – Nie patrz! Skapnie się.
- Znasz go dobrze? –
zapytałam z nadzieją, że powie mi coś o jego osobie.
- Nie, widzę go tylko jak
idzie do studia. Jest strasznie skupiony na muzyce. Wchodzi i od razu leci na
górę, nie mam z nim bezpośredniego kontaktu, ale jak już się z nim minę to
zawsze się przywita. Ma coś w sobie, co nie? – powiedziała.
- Ma. – westchnęłam.
- Oj, uważaj. Trochę z
niego kobieciarz, ale jak już ma dziewczynę to jest zaangażowany na maksa.
Jessica tu z nim swego czasu przychodziła, nie odstępował jej na krok. Była
straszną zazdrośnicą, więc karciła go za każdy uśmiech, który nie był
skierowany do niej. Ach i o kolegów nawet była zazdrosna. To było chore. Afery
czasami na holu robiła. – rozjaśniła mi sytuację. Nie ma to jak plotki w
miejscu pracy. – Muszę wracać do pracy, chociaż tak miło mi się tu z Tobą
siedzi. – zmieniła nagle temat patrząc na zegarek. – Oh, szybko zleciało. Za
godzinę mam koniec. Chodź po grafik. Ach! Pokaże Ci jeszcze twój kącik. –
wstałyśmy z miejsca. – Ależ on Cię obserwuje. – zaśmiałam się tylko i ruszyłam
zaraz za Jane.
Wróciłyśmy z powrotem do
jej biurka gdzie wydrukowała mi plan po czym zaprowadziła mnie kilkanaście
metrów dalej gdzie znajdował się rząd biurek. Pokazała, które jest moje i
przedstawiła współpracownikom.
- Dobra, na dziś koniec.
Widzimy się w poniedziałek!
Wyszłam z budynku, była już
prawie osiemnasta. Spojrzałam na komórkę, miałam jedno nieodebrane połączenie
od Ryana. Wybrałam jego numer i przysiadłam sobie na ławce, która znajdowała
się kilka kroków dalej. Powiedział mi, że akumulator mu padł, ale już jest w
porządku. Opowiedziałam mu o pracy, byłam strasznie podekscytowana i modliłam
się by mnie tam przyjęli. To mój najlepszy dzień od czasu przyjazdu. Keomaka
chciał po mnie przyjechać, ale stwierdziłam, że spacer na przystanek i jazda
autobusem ze słuchawkami w uszach dobrze mi zrobi. Poza tym byłam tak zmęczona,
że nie miałam na nic już siły. Marzyłam tylko o miejscu siedzącym w autobusie. Szpilki to
jednak chyba nie był najlepszy pomysł, mogłam wziąć do torebki baleriny na
wszelki wypadek. Powoli wstałam z miejsca i zaczęłam rozglądać się za jakimś
znakiem informacyjnym, co do komunikacji miejskiej.
- Szukasz mnie? –
usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos.
- Raczej nie jesteś wysokim
słupem informacyjnym. – odpowiedziałam odwracając się w jego stronę.
- Niby nie, ale myślę, że
jestem bardziej interesujący i do tego przystojny. – zamrugał brwiami.
- Hmmm… polemizowałabym. –
rzekłam z uśmiechem. Czy ja flirtuję?
- Jadę do domu, podwieźć
Cię gdzieś? – zmienił temat podrzucając kluczki od samochodu w dłoni.
- Możesz mi powiedzieć
tylko gdzie tu jest przystanek autobusowy? – poprosiłam.
- Ojj, w tych szpilkach to
Ty tam chyba nie zajdziesz, kochana. – mówił patrząc na moje buty.
- Pf, oczywiście, że dam
radę.
- Mam lepszy pomysł.
- Jaki?
- Jedźmy do mnie. –
odpowiedział wpatrując się we mnie.
- Słucham? – spytałam
wytrzeszczając oczy.
- Ale masz minę! – zaśmiał
się. – Chodziło mi o to, żebyśmy trochę pogadali, napili się wina a później Cię
odwiozę.
- Chcesz prowadzić po
alkoholu?
- No to wypijemy kawę.
- Dzięki Bruno, ale jestem
padnięta. Marzę o ciepłym łóżeczku.
- To też Ci mogę zapewnić.
– zrobił kokieterską minę.
- To ja może pójdę już na
ten przystanek. – odparłam zrezygnowana.
- Nie ma mowy, jesteś
zmęczona, jeszcze zemdlejesz gdzieś po drodze. – mówił ciągnąc mnie za ramię w
stronę parkingu.
- Jak będziesz mnie tak ciągnął
to się zaraz przewrócę.
- To zdejmuj te szczudła. –
zatrzymał się wskazując na moje stopy.
- Na boso mam chodzić?
- A co, chcesz zamienić się
ze mną butami?
- Nie.
- To zdejmuj. – tak jak
powiedział tak zrobiłam. Poczułam ogromną ulgę stawając stopami na ciepłej
płycie chodnikowej. Mars wziął ode mnie szpliki, chwycił je za obcasy i niósł w
jednej ręce a drugą złapał moją i pociągnął mnie w stronę samochodu. Zmęczenie
po imprezie dało mi właśnie znać, rano czułam się wyśmienicie, ale teraz to
uczucie dopadło mnie z podwójną siłą. Wsiedliśmy, rzucił buty na tylne
siedzenie i ruszył. Byłam tak zmęczona, że po chwili odpłynęłam.
Obudziłam się w dziwnym
miejscu. Co się stało? Porwana zostałam? Nie raczej nie. W tym przypadku
trzymaliby mnie w ciemnym lochu a tu jasność pomieszczenia przypominała mi
niebo. W takim razie chyba umarłam. Wiedziałam, że pójdę do nieba! Mimo
ściągania na sprawdzianach, byłam dobrym człowiekiem. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie
głos anioła.
- Obudziłaś się już? –
wyszeptał.
- Czyli to nie niebo? –
odparłam zasmucona.
- Niebo?
- Myślałam, że umarłam i
wzięli mnie do nieba. To by było piękne. – rozmarzyłam się. – Wracając do
rzeczywistości, mniemam, że zasnęłam i mnie tu przyniosłeś.
- Zgadza się Sherlocku. –
potwierdził stawiając przede mną kubek z napojem.
- Mogłeś mnie obudzić i
zawieźć na ten cholerny przystanek. Długo spałam?
- Z trzy godziny. Jest
przed dwudziestą pierwszą. – odpowiedział siadając w fotelu obok. – Nie
chciałem Cię budzić. Sporo emocji dziś dostarczyła Ci ta rozmowa, no i jeszcze
ta wczorajsza impreza.
- Daj spokój, mogłeś mnie
normalnie odstawić na przystanek lub do domu. – byłam nieco zakłopotana.
- Przestań w tej chwili.
Zrobiłem to, co uważałem za słuszne, zresztą zapraszałem Cię tutaj, nie
zgodziłaś się to wykorzystałem sytuację. – wyszczerzył się.
- Brunoooo… - przeciągnęłam
ostatnią samogłoskę patrząc na niego z przechyloną głową.
- Kasiaaaaa… - zrobił ta samo
i z uśmiechami wpatrywaliśmy się w siebie. Nie było mi niezręcznie. Byłam
wpatrzona w niego jak w obrazek, był taki piękny. Nie wiem czy wypada mówić o
mężczyźnie, jako o pięknym, ale właśnie tak to odczuwałam. Był tak cholernie
uroczy.
- Będziemy się tak patrzeć?
– spytałam roześmiana.
- Mi tam pasuje. – mówił
nie zmieniając pozycji.
- Wydaje mi się, że
powinnam się zwijać.
- Nieeeee. – powiedział ze
smutną minką.
- Muszę.
- Nie musisz. A ja tak
ładnie proszę…
- Już późno przecież.
- Zostań tu na noc. Mam
kilka wolnych sypialni. Nie chce zostawać sam i myśleć, co by było gdyby. –
rzekł smutno. No i jak ja mogłam mu odmówić? Momentalnie zrobił się taki
smutny.
- Nie smutaj. Bo aż mi się
przykro robi. – powiedziałam bez wahania.
- W takim razie zostań ze
mną, pooglądamy filmy, pogadamy sobie, wypijemy coś i będzie fajnie. – mówił
podchodząc do mnie z dłońmi złożonymi jak do modlitwy. Spojrzałam w górę na
jego twarz, stał tuż przy mnie.
- Okej. – odpowiedziałam
zrezygnowana.
- W takim razie idę po
jakieś żarcie. – klasnął radośnie w dłonie i w podskokach pobiegł do kuchni.
Usiadłam bokiem i oparłam głowę o oparcie kanapy. Była taka wygodna… - Winko? –
usłyszałam.
- Nie przepadam, ale może
być.
- Jest świetne, obiecuję!
- Czy Ty kiedykolwiek
przestajesz się uśmiechać? – zapytałam, choć było to raczej pytanie retoryczne.
- Nie. Staram się jak mogę.
Co oglądamy? – spytał przeglądając płyty.
- Cokolwiek. – spojrzał na
mnie z pytającym wzrokiem.
- Lubisz stare filmy? –
kontynuował wywiad.
- Tak.
- Romansidła?
- Kocham.
- Więc Bodyguard! – rzekł
radośnie.
- Strzał w dziesiątkę! Ale
licz się z tym, że się rozkleję.
- Daj spokój, to głupie
romansidło. Zapychacz czasu. – odparł siadając obok mnie.
- Chyba sobie żartujesz. To
wzruszający film!
- Wzruszający to, co najwyżej
jest wokal Whitney. – zerknął na mnie by po chwili skupić się na pilocie od
odtwarzacza.
- Nie wiesz, co mówisz! Ja
ryczałam nawet dziś rano jak oglądałam twój występ w The Voice!
- Naprawdę?
- Tak, głupku. Umiesz
budować nastrój jak nikt inny.
- Miło mi. – uśmiechnął się
ukazując rząd prostych zębów.
- Skoczę do łazienki
jeszcze, ok? Wyglądam pewnie strasznie. Rozmazałam się? – spytałam Marsa.
Przypatrywał mi się przez chwilę wyszczerzony.
- Nie. Wyglądasz pięknie. –
powiedział poważnie aż na te słowa zarumieniłam się i uciekłam do łazienki. Gdy
spojrzałam w lustro doznałam lekkiego szoku. Maskara odbiła mi się na dolnej
powiece a kreski, które miałam perfekcyjnie wykonane rozmazały mi się. Szybko
poprawiłam żeby wyglądało to przyzwoicie i wróciłam do mężczyzny. Zajadał się
popcornem. Na jego głowie nie znajdował się już kapelusz a zamiast koszuli w
kratę miał tylko podkoszulek.
- Wyglądałam jak panda.
Gdzie jest moja torebka?
- Nieprawda. A torebka leży
tutaj. – wskazał na fotel. Wzięłam ją do rąk i poszukałam telefonu. Miałam
jedno połączenie nieodebrane od mamy, ale nie chciałam teraz oddzwaniać, gdyż w
Polsce było koło 6, a nie wiem jak pracuje w tym tygodniu.
- Francuz dzwonił? –
zaszydził Mars.
- Nie, Edmonda nie bardzo
interesuje, co porabiam póki ma Britney. – wytknęłam język w jego stronę.
- Głupek. – skwitował.
- Oglądamy czy nie? –
spytałam siadając na tym samym, co wcześniej miejscu.
- Oczywiście, że oglądamy!
– rzekł udając podekscytowanego.
Chwilę oglądaliśmy w ciszy,
później Brunowi się nudziło i zaczął mi przeszkadzać. Zaczął od szturchania
mnie w ramię. Nie zwracałam na to uwagi. Później zaczął mnie podszczypywać.
Odsuwałam się od niego, ale kanapa nie była najdłuższą, więc po chwili już nie
miałam gdzie uciec.
- Sam chciałeś oglądać film,
a teraz mi przeszkadzasz. – odezwałam się w końcu oburzona.
- Oj, bo jednak to nie był
najlepszy wybór. Nudzi mi się. – przysunął się do mnie i kontynuował swoje
zabawy.
- Bruno, przestań! –
mówiłam ze śmiechem jak zaczął mnie łaskotać tak, że aż się położyłam. – Nie
lubię Cię!
- Nie? Ani tyci tyci? –
spytał opierając się na rękach po moich dwóch stronach.
- Nie. Ani trochę.
- Oj to teraz poznasz gniew
Seksownego Smoka.
- Przepraszam, kogo? –
wyśmiałam go.
- Nabijasz się ze mnie? –
mówił będąc już tuż nade mną, coraz bardziej osuwałam się na kanapie tak, że
teraz on praktycznie na mnie leżał.
- Ja? A gdzie tam. To, co z
tym Seksownym Smokiem? – zapytałam z uśmiechem. Spojrzał na mnie z delikatnym
uśmiechem, zupełnie innym niż te poprzednie. Był taki poważny w tej chwili.
Zaczął powoli się do mnie zbliżać. Gdy był tuż przy moich ustach, gdy odwróciłam
głowę w stronę telewizora tak że nasze usta się tylko o siebie delikatnie
otarły, co wywołało u mnie przyjemny dreszczyk. Przycisnął swoje rozgrzane usta
do mojego policzka. Poczułam, że się uśmiecha. Uśmiechnęłam się kokieteryjnie,
gdy się odchylił. Ten facet wyzwala u mnie jakieś dziwne emocje. „Oj nie
kochany, ze mną nie ma łatwo” – pomyślałam. Doszło do mnie teraz, że przecież
on jakiś czas temu zerwał z ukochaną… Mam być nagrodą pocieszenia? Osobą
dzięki, której nie będzie o niej myślał? Nie ma mowy.
Odsunęłam go od siebie z
niechęcią i wstałam z miejsca. Podeszłam do przeszklonych ścian i wpatrywałam
się w zachodzące słońce. Natrętne myśli męczyły mój rozum. W sumie ja bym miała
z tej relacji ogromną przyjemność i on przy okazji by zapomniał o swojej ex,
ale nie jestem z kamienia i wiem, że prędzej czy później zraniłabym siebie tak
postępując. Za bardzo bym się w to wkręciła a tego nie chcę! Piękne chwile nie
są warte takiego cierpienia.
dobre dobre ^^ życzę dalszych świetnych pomysłów na rozwinięcie akcji i czekam na na efekty ;)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaa ! Tyle emocji ! podekscytowanie, śmiech, wzruszenia....... wielkie ŁAŁ !!!!!!! czytałam przed tym blogiem 3 o Brunie i żaden z nich nie może się równać z Twoim !!!!!!!! Każdy rozdział jest długi, jest sporo opisów i dialogów, wszystko rozgrywa się w swoim tępie (chociaż teraz wszystko zeszło na 2 plan, odkąd pojawił się Bruno :D ale o to chodziło :) ) Dzięki niemu i twojemu talentowi pisarskiemu, przenoszę się w to opowiadanie i jest niesamowicie ! dzięki !! :*** Masz wierną czytelniczkę :D Będę czytała ten blog do końca :) Pozdrawiam, Agata :))
OdpowiedzUsuń