sobota, 16 lutego 2013

006 "Hey, slow it down..."


Po chwili Bruno podszedł i stanął ze mną ramię w ramię. Oboje głowy mieliśmy zwrócone w stronę słońca.
- Przepraszam. – wyszeptał po dłuższej chwili.
- Daj spokój, nic się nie stało przecież. – odpowiedziałam za szybko, co ujawniło moje poddenerowanie.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Poniosło mnie. – powiedział spoglądając w moją stronę.
- Powtórzę jeszcze raz, nic się nie stało. – spojrzałam na jego twarz i się delikatnie uśmiechnęłam, co od razu odwzajemnił. Wiedziałam jedno – muszę trzymać do niego dystans.
- Pewnie jesteś już zmęczona, co? Pójdę Ci pościelić w pokoju gościnnym. – rzekł kierując się w głąb mieszkania.
- A co z tym winem? Nawet nie posmakowałam! – czy ja wspominałam wcześniej coś o trzymaniu dystansu? Cholera! Tak mnie do niego ciągnie!
- Czyli, że posiedzimy tu jeszcze? – zapytał z szerokim uśmiechem wychylając się zza drzwi.
- Jasne, tylko wyłącz ten film. – zrobił jak powiedziałam, podszedł do odtwarzacza i wybrał płytę i ją włączył.
- Co to? – spytałam, gdy odszedł od wieży stereo.
- Moja własna składanka Micheala Jacksona. Same perełki. – puścił mi oczko i zaczął nalewać do kieliszków alkohol. Podał mi jeden i przysiadł obok mnie. Usiadłam bokiem do oparcia kanapy opierając o nie głowę. Nogi objęłam rękoma.
- Powiedz coś o sobie. – powiedziałam bez zastanowienia.
- Co chcesz wiedzieć? Mam opowiadać jak byłem małym Elvisem? – spytał z niechecią.
- Nie, to jest nudne. Powiedz mi coś interesującego.  Nawet nie musisz o sobie.  – powiedziałam obojętnie, chciałam po prostu słuchać jego głosu. Bruno zaczął niepewnie mówić o tym co lubi robić, jak spędzać czas, a że muzyka jest mu obecna na każdym kroku zaczął o niej mówić i to z wielką pasją. Słuchałam go z przyjemnością popijając wino, które z każdym łykiem smakowało mi coraz bardziej. Po kilkunastu minutach zorientował się, że coś jest nie tak.
- Rozgadałem się? – rzekł speszony.
- Mów, miło się słucha.
- Widzę, że jesteś zmęczona. Może jednak Ci pościele to łóżko, poczekasz chwilkę i zaraz będzie gotowe. – chciał już wstawać, ale pociągnęłam go mocno za rękę, tak, że z powrotem znalazł się na swoim miejscu. Po chwili dodał – Mówiłem, że dobre to wino. – spojrzał na mój prawie pusty kieliszek.
- Niezłe. – uśmiechnęłam się zadziornie.
- Tylko niezłe? – mówił przybliżając się do mnie. Wiedziałam, że czekają mnie kolejne ataki łaskotek.
- Bruno, proszę! Tylko nie tooo… - błagałam cicho kładąc się na kanapie.
- Mówisz jakbym miał Ci zaraz przemielić, poćwiartować, ugotować, zakopać albo spalić. – zaśmiał się będąc już bardzo blisko.
- Wiesz… Słyszałam, że smoki zieją ogniem… - alkohol chyba już naprawdę uderzył mi do głowy.
- Chcesz się przekonać? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
- Bruno, mogę Cię o coś zapytać? – spytałam nagle zmieniając wyraz twarzy. Zapytam, teraz albo nigdy.
- Pewnie. – spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
- Czy Ty przypadkiem nie szukasz kogoś, kto pozwoli Ci zapomnieć o Twojej byłej? – wypowiedziałam szybko. Bruno bardzo zakłopotany odsunął się ode mnie. – Nie chcesz to nie odpowiadaj, ale wiedz, że ja nie mam zamiaru być tą osobą. – dodałam. On ukrył twarz w swoich dłoniach. Chyba nie bardzo wiedział co ma powiedzieć. – Będzie lepiej jak zamówię sobie taksówkę. – wstałam i zaczęłam szukać w torebce telefonu. Po chwili Mars jakby otrząsnął się z transu i spojrzał na mnie zły.
- Nigdzie nie jedziesz. Idę Ci pościelić. – powiedział i wyszedł. Chyba go uraziłam. Ale przepraszać nie będę… Raczej. Po kilku minutach Bruno przemknął do innego pokoju. Wywnioskowałam, że chyba jest już pościelone, wiec się tam udałam. Niezręcznie było mi tu zostawać w takiej sytuacji. Jest na mnie zły a ja mam tu spać? Najchętniej bym się stąd ulotniła. Usiadłam na dużym łożu w pokoju o morelowych ścianach. Było tu naprawdę przytulnie. Usłyszałam pukanie.
- Jesteś u siebie, nie musisz pukać. – rzekłam obojętnie. Zza drzwi wychyliła się kudłata głowa.
- Przyniosłem ci tylko coś do przebrania. Ręczniki i wszystko, co Ci się przyda jest już w łazience. – powiedział smutnym tonem nawet na mnie nie patrząc. Nic nie odpowiedziałam, więc wyszedł. Poszłam do łazienki. Pożyczył mi swoją koszulkę i spodnie dresowe, których pewnie nie nosi. Wykonałam wszystkie czynności, ubrałam zostawione przez niego rzeczy i wróciłam do pokoju. Ułożyłam się do snu, ale nie mogłam zasnąć. Czułam się nie na miejscu. Gdy przymykałam już oczy i odpływałam w krainę snów dotarły do mnie dźwięki pianina. Po chwili usłyszałam cichy wokal.

 Cześć
 Wiesz, że wyglądasz jeszcze lepiej niż wcześniej
 I ten moment, kiedy pocałowałaś moje usta, wiesz poczułem się wspaniale
 To coś niesamowitego, w twojej chemii jest sex
 Och, chodźmy
 Jesteś najlepszym sposobem, jaki znam, by uciec nadzwyczajnie
 Ten świat nie jest dla ciebie i jestem cholernie pewny, że nie jest też dla mnie
 Wystartuj i powiedz do zobaczenia
 Tylko niech Twój ogień mnie uwolni
 Ohh

 Blask księżyca, zabierze nas dzisiaj do gwiazd
 Zabierze nas do tego specjalnego miejsca
 Miejsca, w którym byliśmy ostatnim razem, ostatnim razem.

Nastąpiła chwila ciszy… Przysłuchiwałam się z ogromnym zaciekawieniem. Była to zwolniona i uproszczona wersja Moonshine. Brzmiało wyśmienicie, mogłam czuć wszystkie szargające nim emocje.

 Tu-ru-tu nigdy nie oglądaj się za siebie
 My nie boimy się umrzeć młodo i żyć szybko
 Daj mi radość, daj mi miłość, daj mi śmiech.
 Zróbmy sobie przejażdżkę do nieba przed upływem nocy.

Najchętniej poszłabym tam do niego, ale wiem, ze to nic by nie zmieniło. To, o co się na mnie obraził było prawdą, a ja w takie gry wplątywać się nie chce. Peter Hernandez może mieć tuzin panien, które pomogą mu zapomnieć o ex, ale to nie będę ja.

Następnego dnia obudziło mnie słońce, które raziło po oczach. Spojrzałam na zegar, była 8:25. Pora wstać i jechać do domu. Na palcach udałam się do łazienki. W domu było cicho, więc mniemam, że Bru śpi. Przebrałam się w swoje ubrania. Ruszyłam na poszukiwania moich butów, mam nadzieję, że przyniósł je tutaj, a nie, że zostały w samochodzie. Byłam w salonie, w przedpokoju i nigdzie ich nie było. Usłyszałam kroki.
- Cass? – usłyszałam zaspany, zachrypnięty głos. Bałam się odwracać w jego stronę, jak miałam się zachować?
- Yhm… Cześć. – powiedziałam speszona. Wino już dawno przestało działać, więc moja pewność siebie ulotniła się jak bańka mydlana.
- Co robisz? – zapytał przyglądają się mojej osobie.
- Chciałam już jechać do domu, ale nie mogę znaleźć moich butów. Wiesz może gdzie są? – mówiłam mierząc go wzrokiem. Miał na sobie niebieskie spodnie od piżamy w kratę i białą koszulkę a włosy były rozczochrane jak nigdy.
- Oczywiście, że wiem. W samochodzie. – odpowiedział pewnie i oparł się jedną dłonią o ścianę. Nie uśmiechał się, patrzał na mnie jakby był zły.
- To możesz w takim razie mi je dać? –burknęłam rozzłoszczona. W tym momencie irytowała mnie jego postawa.
- Tak, ale po śniadaniu. Zapraszam do kuchni. – uśmiechnął się widząc moje zdenerwowanie i skierował się do wcześniej wymienionego pomieszczenia. Wywróciłam tylko oczami i ruszyłam za nim.
- Nie jestem głodna. – rzekłam siadając na krześle przy stole.
- Śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia. – mowił hałasując naczyniami.
- Bruno, czy możemy ominąć tą niezręczną sytuację? – spytałam nie patrząc na niego.
- Nie, chce Ci coś wyjaśnić, ale to przy śniadaniu. O ile będziesz jadła. – zaszantażował mnie i się delikatnie uśmiechnął.  Westchnęłam tylko i stukając paznokciami w stół czekałam, aż się do mnie dosiądzie. Stało się to po około dziesięciu minutach. Wcześniej włączył radio, wsłuchiwałam się w tekst piosenki :

 Myślisz o niej, kiedy jesteś ze mną?
 Odtwarzasz wspomnienia, które dzieliliście.
 Czyją widzisz twarz?
 Chciałbyś, abym była trochę bardziej jak ona?
 Jestem zbyt głośna?
 Udaję klowna, żeby ukryć wszystkie wątpliwości.

 Idealne serce
 Ona jest bez skazy
 Jest inną kobietą
 Mieniąca się blaskiem
 Zadłużyłeś się

 Teraz jej już nie ma
 Dojadam resztki
 Widzę, jak płaczesz
 Ale nie zdajesz sobie sprawy, że to ja stoję po twojej stronie
 Bo jej już nie ma
 Czy widzisz mnie przez jej pryzmat?

Trochę się zamyśliłam i nie poczułam jak Bruno stawia przede mną talerz z jajecznicą.
- O czym tak myślisz? – spytał.
- Wsłuchuję się w tekst piosenki. Niezły. – mruknęłam. Teraz to on się zamyślił i zrobił to, co ja wcześniej.

 Znalazłam jej zdjęcie za telewizorem
 Wyglądałeś na takiego szczęśliwego, tęsknisz za tym, co było?
 Przemeblowuję ten pokój ostatnio coraz częściej
 To jasne, że my i te cztery ściany znane są, jako jej i twoje.

Po tym fragmencie był znów refren. Mars zrobił niezadowoloną minę i dosiadł się do mnie. Nie miałam apetytu, więc zjadłam tylko część swojej porcji, by mężczyzna się nie czepiał. Osłodziłam kawę i zaczęłam pić obserwując mężczyznę. Jadł powoli, skupiony strasznie na swojej porcji obmyślał, co ma mi powiedzieć. Widziałam, ze strasznie się z tym męczy.
- Słuchaj Bruno, nic między nami nie było, nie stresuj się tak tym. Przepraszam, że tak powiedziałam, ale po prostu tak jest, ja nie chcę brać w tym udziału, jasne? Możemy być kumplami i obu stronom to będzie na rękę, nie sądzisz? Po co dodatkowe spięcia i niezręczne sytuację? Ja nie umiem brać takich spraw na „lekko”. – wyjaśniłam. Ocknął się i spojrzał na mnie tymi cholernie hipnotyzującymi oczyskami.
- Nie sądzę. Racja, jest jak jest, zerwała ze mną dziewczyna, ale to się stało już jakiś miesiąc temu. Czułem się poniekąd zraniony, ale ja nie jestem zdesperowany i nie szukam miłości u każdej napotkanej kobiety. Lubię Cię i rozumiem twoje myślenie, ale tak nie jest. I nie będę nalegał, wszystko w swoim czasie. Zależy mi na twoim zaufaniu, na twojej przyjaźni i chcę to rozwijać, a nie zatrzymywać na tym etapie bądź zrujnować. – mówił patrząc mi w oczy. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nigdy nie czułam się tak chciana i nie czułam, żeby komuś na mnie tak zależało jak tutaj. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo usłyszeliśmy dzwonek.
- Pójdę otworzyć. – rzekł i poszedł. Było mu to na rękę, bo wydaje mi się, że on podobnie jak ja nie otwiera się stuprocentowo przed każdą osobą. Raczej skrywa uczucia w głębi siebie i nie mówi o nich. Po chwili ujrzałam przed sobą dwójkę szkrabów. Chłopczyk ubrany był jak mały model a dziewczynka miała na sobie żółtą sukienkę w białe kropki z przypiętym do niej smoczkiem.
- Poznaj moich towarzyszy, Zadeh i Zaima. – wskazał Bruno na tę dwójkę.
- Cześć! – pomachałam i podałam im rękę, z uśmiechem przybili mi „high five”. – Jestem Cassie, ile macie lat? – spojrzałam na chłopca, bo był starszy, dziewczynka była na moje oko dwuletnia.
- Ja mam 4 a ona prawie 2. – rzekł chłopiec i podbiegł do gitary Marsa, ten od razu za nim ruszył.
- Tylko nie ta, proszę, to moja ulubiona. Weź tą. – podał mu ukulele.
- Ale ja nie chcę takiej małej! Jestem dużym mężczyzną nie to co Ty wujek! – mówił młody kierując rączki powrotem do pięknej, biało czerwonej, elektrycznej gitary. Ja nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, a mała patrząc na mnie zaczęła wesoło skakać.
- A może pójdziemy do ogrodu, co? Tatuś przyniósł ze sobą jakieś wasze zabawki, pójdziemy posiedzimy przy basenie. – mówił Bru rozkosznym głosem byleby przekonać malca. W tym momencie podeszła do mnie Zaima i wyciągnęła rączki w moją stronę, co miało oznaczać prośbę podniesienia do góry. Mars próbował zająć się chłopcem a ja wzięłam małą na kolana.
- Jadłaś śniadanko? – powiedziałam spoglądając w jej śliczne, brązowe oczy. W odpowiedzi pokiwała twierdząco głową. – A chcesz am? Wujek Bruno zrobił pyszną jajecznicę. – nabrałam na widelec trochę potrawy i skierowałam w stronę dziewczynki. Pokręciła przecząco głową i się do mnie przytuliła. Odłożyłam sztućce i z małą na rękach, która wtulała się w moją szyję udałam się do ogrodu, gdzie Bruno bawił się z chłopcem. Gdy weszłam spojrzał na mnie z uśmiechem i podszedł.
- Zostaniesz tu jeszcze chwilę? Nie dam sobie z nimi rady, a Phil i Urbana mają mały kryzys i podrzucili mi te szkraby. – mówił błagalnym tonem. W odpowiedzi uśmiechnęłam się i usiadłam z dziewczynką na leżaku. Położyłam się na nim, a ona siedziała mi na brzuchu, patrzyła z uśmiechem przyglądając się i dotykając guzików przyszytych do mojej koszuli. Dla takiego szkraba mała, nieznacząca rzecz jest niesamowicie interesująca. Poczułam wibracje telefonu, aż się przestraszyłam. Zupełnie zapomniałam, ze wsadziłam go wcześniej do kieszeni spodni. Mała się zaśmiała widząc moją przerażoną minę. Wyciągnęłam telefon i spoglądnęłam na wyświetlacz. Dzwonił do mnie Francuz. Nie chciało mi się z nim gadać, więc wysłałam mu tylko smsa z pytaniem, co chce. Wróciłam do obserwowania młodej i kątem oka zauważyłam, że Mars w końcu dogadał się z Zadehem. Bawili się razem samochodami, Bruno oczywiście się wygłupiał, co doprowadzało chłopca do śmiechu.
- Idziemy do twojego brata i wujka? – spytałam małej, na co ona cichutko odpowiedziała „Yhyyy”. Postawiłam ją na ziemi i chwyciłam za rączkę. Była takim spokojnym dzieckiem…
- Możemy dołączyć? – zapytałam spoglądając na chłopca.
- Tak, ale nie możecie nam przeszkadzać, bo my z wujkiem teraz budujemy autostradę. – rzekł z pasją chłopak, co drugie słowo biorąc głęboki oddech. Uśmiechnęłam się i usiadłam na trawie obok nich. Zaima stała i słysząc muzykę z kuchni zaczęła podrygiwać w takt. Po chwili się znudziła i znów podeszła do mnie przytulając się.
- Do mnie dzieci tak się nie tulą. – powiedział Bruno ze smutną minką.
- Zadeh przytul wujka. – zaproponowałam.
- Nie chcę, wolę do Ciebie Cass. – odpowiedział młody. – Jak chcesz to możesz być moją drugą żoną, bo jedną już mam w przedszkolu… - mówił nadal budując most. Na te słowa ja i Mars się zaśmialiśmy.
- Z chęcią, ale powiesz jej o tym? – zapytałam.
- Nie, nie musi widzieć. Mama też nie wiedziała o Dani. – powiedział a mi i Marsowi szczęka opadła. Czy to ma oznaczać, że Philip ma inną kobietę? A może młody sobie coś ubzdurał? Albo przekręcił czyjeś słowa. Tak, to logiczne. Kontynuowałam dalej temat mojego zaawansowanego związku z Zadehem.
- A nie jestem za stara dla Ciebie? – spytałam ponownie.
- Nie.
- No dobra. Umowa stoi. – powiedziałam, na co on wstał i mnie przytulił. Dał mi też mokrego buziaka w policzek.
- Widzisz wujek?
- Widzę, widzę. Moja szkoła. – zaśmiał się i przybił sobie z nim piątkę. Znów poczułam wibracje. Wyjęłam ponownie telefon i odczytałam smsa:

„Co chcę? Ja się pytam gdzie Ty jesteś? Nie było Cię na noc! Jak Ty pracujesz niby? Co z tą rozmową? Zaliczyłaś numerek żeby dostać pracę? Nie wiedziałem, że taka jesteś. Britney miała rację.”

Łzy momentalnie poleciały mi po Polikach. Byłam zła. Wręcz wkurwiona. Poczułam na poliku ciepłą raczkę Zaimy, która przyglądała mi się z zaciekawieniem. Uśmiechnęłam się, na co ona się rozchmurzyła. Otarłam twarz i wzięłam się w garść.
- Śpiąca jesteś? – zapytałam dziewczynki, bo widziałam jak trze rączką oczy. Skinęła głową i wzięła smoczka do buzi. Podniosłam ja do góry i zaczęłam się kołysać. Odwróciłam się w przeciwną stronę od Marsa, by nie wyczytał nic z mojej twarzy. Czemu ja ciągle ryczę? Co ze mną do cholery nie tak?
- Hej, co się dzieje? – usłyszałam po chwili głos i poczułam ciepły dotyk na ramieniu. – Mała zasnęła. – dodał patrząc na małą.
- Gdzie mam ją położyć? – spytałam ignorując jego pytanie. Zlustrował mnie uważnie i wziął ode mnie Zaimę. Usiadłam obok Zadeha starając się skupić na jego osobie.
- Jak już będziesz moją żoną, to sobie kupimy taki dom jak ten, ok? – mówił.
Siedziałam z nim i Marsem tak około półtorej godziny. Było naprawdę przyjemnie, lubię dzieci i mam z nimi dobry kontakt. Po otrzymanym od Francuza smsie nie miałam ochoty wracać do tamtego domu, choć wiedziałam, że to nieuniknione. Przyjechał Phil po swoich potomków, Bruno od razu wziął go na słówko, ja w tym czasie spakowałam zabawki i poszłam z Zadehem do salonu gdzie spała jego siostra.  Lawrence nie tryskał szczęściem, widać było, że źle u niego się dzieje. Mars wychodząc z nim z pokoju miał zmartwioną i zaskoczoną minę.
- Ja też już się będę zbierać. – westchnęłam biorąc torebkę. – Możesz mi oddać moje buty? – dodałam. Peter jakby mnie w ogólnie słyszał. Usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. Nie bardzo wiedziałam, co począć, ale widząc go takiego zdruzgotanego, nogi same się kierowały w jego stronę. Kucnęłam przed nim.
- Hej, co jest? – zapytałam troskliwie dotykając jego przedramienia. Odkrył buzię i spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Okazało się, że młody miał rację. Phil i Urbana to już przeszłość. Nie powiedzieli nawet przyjaciołom, żeby ich nie martwić. Nie rozumiem tego. Dla mnie to był wzór do naśladowania przez inne pary. – westchnął.
- Nie mam bladego pojęcia o związkach, ale jeśli faktycznie miedzy nimi wygasło uczucie, to lepiej, jeśli się rozejdą. – Bruno nic nie odpowiedział tylko wstał, chwytając mnie za dłonie i podciągając do góry. Przytulił mnie mocno, wtulając twarz w moje włosy. Nie powiem, co w tej chwili czułam, bo to jest nie do opisania jakie ciepło i poczucie bezpieczeństwa właśnie mi zapewniał. Nie chciałam się od niego w tym momencie odrywać, czekałam aż on to zrobi.
- A czemu Ty tak posmutniałaś jak siedzieliśmy w ogrodzie? – wyszeptał lekko się odchylając i spoglądając na mnie.
- Nic takiego. – powiedziałam spuszczając wzrok. Oderwałam się od niego i dodałam z uśmiechem: – To jak, dostanę te buty? – uśmiechnął się krzywo niezadowolony z mojej odpowiedzi.
- Odwiozę Cię. I tak już nieźle Cię wykorzystałem. Dzięki, nie dałbym sobie rady z twoim narzeczonym.
- Dałeś sobie świetnie radę. A malutka była taka grzeczna! – zachwycałam się.
- Polubiła Cię.
- Chyba jestem nudna, bo dzieci zawsze u mnie szybko zasypiają. – odparłam.
- Nie nudna, tylko wygodna. – wyszczerzył się. – Mam nadzieję, że też się o tym przekonam.
- Spadaj. – wytknęłam język w jego stronę. Chwycił mnie za dłoń i poszliśmy do garażu, gdzie od razu wsiadłam do środka. Podał mi buty i ruszyliśmy. Oczywiście włączył radio i wygłupiał się do nowego singla Justina Timberlake’a Suit&Tie.
- I be on my suit and tie shit, tied shit, I be on my suit and tie shit, tied shit. Let me show you a few things. Let me show you a few things – śpiewał tylko ten fragment, bo dalej nei znał tekstu. Śmiałam się tylko I patrzałam jak śpiewa to odwracając się w stronę okna od swojej strony do starszej kobiety, która skarciła go wzrokiem.
- Chyba na nią to tak nie działa. – powiedziałam zaśmiewając się.
- A na Ciebie tak? – spytał mrużąc oczy.
- Na mnie kochany, nic nie działa. – odpowiedziałam pewnie.
- Polemizowałbym. – mruknął i się uśmiechnął patrząc na mnie w odbiciu w lusterku. – Nie powiesz mi, co Cię trapi, prawda? – dodał.
- Po prostu sobie coś ubzdurałam, nic wielkiego. – powiedziałam na odczepne. Nie chciałam każdemu mówić o moich schizach dotyczących tak błahych spraw. Powinnam zgromić Edmonda a nie płakać przez kilka słów napisanych w wiadomości.
- Jesteś pewna? Pamiętaj, że możesz mi się wygadać, służę pomocną dłonią. – rzekł pocierając przez chwilę moje ramię. Przeszedł mnie przyjemny dreszczyk.
- Dzięki, Bruno.
- Cała przyjemność po mojej stronie Cass. – czemu on musi się tak rozkosznie uśmiechać? Po jakiś 10 minutach byłam już na miejscu, wysiadłam w tej samej chwili, co on i okrążyłam samochód.
- Dzięki, za podwózkę. – stanęłam naprzeciw niego. Oparł się tyłkiem o maskę samochodu i mnie obserwował.
- Nie ma, za co. – odparł.
- To pa. – powiedziałam machając ręką i skierowałam się w stronę drzwi.
- Nie pożegnasz się? – spytał urażony.
- Przecież powiedziałam „pa”. – odwróciłam się z powrotem w jego stronę.
- To się nie liczy. – podszedł i mnie przytulił. Mogłabym tak wieczność! Oderwał się po chwili i dał całusa w policzek. – Teraz możesz iść. – odpowiedział uśmiechając się, nie ruszając się z miejsca. Odwzajemniłam grymas, wyciągnęłam klucze i otworzyłam drzwi. Popatrzyłam jeszcze za siebie. Nadal stał w tym samym miejscu. Pokiwałam mu jeszcze raz i zniknęłam w domu. Przy wejściu napadł na mnie Edmond.
- Co Ty sobie wyobrażasz? Będziesz traktowała mój dom jak noclegownie? – krzyczał wściekły. Nigdy nie myślałam, że zobaczę go w takiej odsłonie. Nigdy nie spodziewałabym się , że taką odsłonę on w ogóle ma.
- Byłam na rozmowie o pracę, a później u kolegi. Zasnęłam i mnie przenocował. – wytłumaczyłam potulnie.
- Twoje walizki są spakowane. Nie chcę Cię widzieć w moim domu. – powiedział chłodno nawet na mnie nie patrząc.
- S-słucham?
- Chyba słyszałaś! Niewyraźnie mówię?
- Gdzie ja mam się podziać? – zaczęłam płakać z bezsilności i bezradności.
- Może u swojego kolegi, który Cię przenocował? – warknął z ironią, po czym dodał. – Wynoś się stąd!
- Ed, o co Ci chodzi? Zazdrosny jesteś, czy co? Przecież jesteś z Britney. – mówiłam zalewając się łzami. Nic nie odpowiedział. Poszedł do swojego pokoju. Ja wróciłam do mojego gdzie stały niechlujnie zapakowane walizki. Britney już nie było, chyba wyjechała. Jak na złość zaczął dzwonić mój telefon.
- Słucham? – spytałam niemiło.
- Co tam? Wpadniesz na kawkę? – zapytał wesoło Ryan.
- Nie, mam inne sprawy na głowie. – warknęłam. Nie powinnam się na nim wyzywać, wiem.
- Co się stało?
- Nic, nie chcę być dla Ciebie niemiła, więc daj mi spokój. – rozłączyłam się i wyłączyłam telefon. Położyłam się na łóżku, ukryłam się pod kołdrą i rozkleiłam jak nigdy.
Zaraz… przecież znalazłam pracę, jestem na dobrej drodze. Żaden głupi facet nie może mi w tym przeszkodzić. Pojadę do hotelu i wszystkie zarobione w Polsce oszczędności rozpłyną się w mig. Niestety nie mam innego wyboru. Robię drugie podejście do znalezienia taniego hotelu. Po włączeniu laptopa słyszę walenie do drzwi wejściowych. Patrzę na swoje odbicie w lustrze podsumowując swój wygląd jednym słowem – tragedia. Nie martwię się tym, bo gość, który przyszedł do domu na pewno nie jest moim. Chwilę później słyszę krzyki. Po głosie rozpoznaje wściekłego Francuza, który krzyczy coś o policji i drugi męski głos, który go ignoruje i pyta o mnie. Kto to do cholery? Wychodzę z pokoju i widzę Ryana siedzącego na kanapie z założonymi na klatce piersiowej rękami i Edmonda wrzeszczącego na niego.
- Nigdzie nie pójdę póki nie powiesz gdzie jest Kasia. – powiedział spokojnie Keomaka siedząc do mnie tyłem.
- Proszę, przyszła Twoja zdzira. – warknął Ed wskazując na mnie. Ryan gwałtownie wstał i stanął z Francuzem oko w oko.
- Coś Ty powiedział? – rzekł twardo z mordem w oczach. Podbiegłam szybko i odciągnęłam go od Francuza, ale Ryan nie był chudym chłopcem, wiec nie wiele zdziałałam. Nienawidzę takich agresywnych sytuacji! Boję się nawet przejść ulicą jak jest ciemno, a co dopiero bójek!
- To, co słyszałeś Pokahontas. – odpowiedział mu bojowo. Ryan bez wahania zamachnął się i z pięści przyłożył mu w twarz. Skuliłam się na podłodze zatykając uszy dłońmi i zamykając oczy. Niech to się skończy! Wyjęknęłam tylko „przestań”, ale myślę, że nie zdołał tego usłyszeć.
- To za nazwanie kobiety zdzirą. Rodzice Cię nie nauczyli szacunku do kobiet? – zamachnął się ponownie i przyłożył mu z drugiej strony. – a to za Pokahontas leszczu! – dodał. Ed zaczął krwawić, osunął się po ścianie zwalając przy tym wazon, który stał na komodzie obok.
- Kasia, bierz swoje rzeczy i spływamy. – rzekł stanowczo. – Chodź, zabieram Cię stąd. – dodał gładząc mnie po plecach. Wstałam z jego pomocą. Łzy spowodowały pogorszenie ostrości widzenia, spoglądałam na wszystko jak za mgłą. Gdy weszliśmy do pokoju zapytał : - Już się spakowałaś?
- On… on zrobił to za mnie. – wyjąkałam. Mężczyzna podszedł do mnie i mocno objął. Przyłożyłam policzek do jego silnej piersi.
- Ci… będzie dobrze. Wymyślimy coś. – mówił głaszcząc mnie po głowie. W jego objęciach już totalnie się rozkleiłam. Pomoczyłam mu całą koszulką. Kątem oka ujrzał ekran mojego laptopa. – Szukałaś hotelu? Mogłaś do mnie dzwonić, przecież mieszkam sam.
- Nie chcę robić kłopotu. Przecież znamy się tak krótko, zresztą nie powinieneś tu przyjeżdżać, dałabym sobie radę. Jeszcze będziesz miał przeze mnie kłopoty. Jestem beznadziejna. – oderwałam się od niego i zamknęłam laptopa. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w rękach.
- Nawet tak nie mów. Jedziemy do mnie, natychmiast. Nie zostawię Cię w jednym pomieszczeniu z tym świrusem. – powiedział biorąc moje walizki. – Będziesz tu tak siedzieć czy mi pomożesz? – już sama nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Wzięłam komputer, spakowałam go do torby, rozglądnęłam się po pokoju i wyszłam za Ryanem. Ed miał się już lepiej, bo czekał przy drzwiach z ręcznikiem przy twarzy.
- No, w końcu. Wynoście się oboje, w tej chwili. – rzekł, gdy obok niego przechodziliśmy. Jedną ręką wskazywał na drzwi a drugą przytrzymywał przy twarzy materiał.
- Zamknij się! – warknął Ryan, ciągnąc mnie delikatnie za rękę. Nie spojrzałam nawet na Francuza, nie umiałam. Gdy go już minęłam, poczułam, że łapie mnie mocno za nadgarstek i lekko wykręca. Ryan zauważając to, rzucił się w jego stronę i złapał go za rękę, ale chwyciłam go szybko za koszulkę tak, że został w tej pozycji.
- Puść ją, w tej chwili. – wypowiedział przez zęby.
- Jesteś dzi… - zaczął patrząc mi prosto w oczy z nienawiścią, ale Ryan ponownie się na niego rzucił. Nie zdążyłam zareagować a chłopak już okładał na ziemi Francuza.
- Przestań, proszę… - opadłam bezsilnie, przysiadając na walizce. Miałam już wszystkiego dość. Chciałam tylko ukryć się w jakimś cichym, ciemnym kącie w bezpiecznym pomieszczeniu. Nic więcej nie było mi w tej chwili trzeba.
- Ryan! – krzyknęłam w końcu. – Opanuj się do jasnej cholery! – krzyknęłam tracąc ostatki energii. Oderwał się od leżącego i podszedł do mnie. – Proszę, chodźmy już. – wyszeptałam, gdy był już obok. Powoli wstałam i wyszłam, a za mną mężczyzna ciągnący walizkę.
W samochodzie panowała cisza. Droga zajęła jakieś 5 minut, więc po chwili już wysiadałam i kierowałam się w stronę domu Hawajczyka. Na podjeździe stał samochód Bru, o ile się nie myliłam. Spojrzałam przestraszona na Ryana.
- Bruno tutaj jest?
- Tak, przyjechał po tym jak Cię odwiózł. Zadzwoniłem, żebyś wpadła na kawę, miał nawet po Ciebie podjechać, ale po twojej reakcji sam postanowiłem to zrobić.
- Nie chcę tam iść. Nie mam siły na rozmowy. – powiedziałam przerażona. Naprawdę chciałam tylko się położyć i pobyć sama.
- Pójdziemy od razu na górę, do pokoju. On pewnie teraz ogląda telewizję albo siedzi w kuchni, więc nawet Cię nie zauważy. – mówił zachęcająco.
- Okej. – odpowiedziałam zrezygnowana. I tak nie miałam żadnego innego wyjścia. Ledwo weszłam do środka a przywitał mnie zaskoczony głos Marsa.
- Co się stało?

1 komentarz:

  1. Genialna akcja. Jestem pod wrażeniem. Brawo !!!!! /Agata

    OdpowiedzUsuń